środa, 29 czerwca 2011

Vipera Cosmetics - 'żabi' lakier, kredka IKEBANA, pomarańczowa szminka.

Parę tygodni temu, otrzymałam do testowania 3 produkty marki Vipera. W przesyłce znajdowały się:
- konturówka do oczu IKEBANA 261 (brązowa)
- lakier do paznokci 39
- szminka do ust 36


Najbardziej przypadła mi do gustu szminka i jej kolor : oranż. Kiedy ją pierwszy raz otworzyłam, wyczułam zapach, który skądś już znałam.  Dopiero po chwili dotarło do mnie, że pare (no dobra, trochę więcej niż pare) lat wstecz, jako mała, radosna dziewczynka posiadałam pomadki (oczywiście bezbarwne) o takim właśnie, zbliżonym zapachu :)


Szminka Vipery ma kolor - i to jaki- soczysta pomarańcz. Mnie jak najbardziej przypadł do gustu, choć nie oszukujmy się, nie wyglądam w nim najlepiej. Zdecydowanie bardziej pomarańczowe usta podobają mi się u innych. Cóż, czasem w ramach 'szaleństwa' jej używam, chociażby dla samego poprawienia sobie nastroju, przecież to taka energetyczna barwa :)
Jeśli chodzi o same właściwości szminki, to nie mam większych zastrzeżeń. Nie wysusza ust, a nawilża je. Potrzeba kilku warstw żeby pokryć równomiernie usta, ale nie uważam tego za wadę - jest to taki odcień,
który dobrze wygląda przy idealnie dokładnie pomalowanych ustach. Opakowanie nie najgorsze, całkiem estetyczne, choć ciężko mi, nie porównywać go do szminek Nouba czy Mary Kay - ale tam wraz z porządnym, nowoczesnym opakowaniem, cena także jest 'porządna' (:P).
Szminka Vipery dosyć szybko się ściera, w szczególności w trakcie jedzenia, bez poprawek w ciągu dnia się nie obędzie.
Podsumowując , całkiem dobry produkt, o ciekawym kolorze, którego może brakować w asortymencie innych marek. Jeśli będę miała okazję, pewnie skuszę się na inny odcień szminki z tej serii.

Kolejne dwie rzeczy, niespecjalnie mnie oczarowały. Po pierwsze lakier: zupełnie nie mój kolor, jasna zieleń z drobinkami. Nie zauważyłam by jakoś szczególnie się wyróżniał na tle lakierów innych firm. Standardowa wytrzymałość i krycie (2 warstwy).


Co do kredki IKEBANA, pokładałam w niej duże nadzieje... i na nadziejach się skończyło.


Niżej możecie zobaczyć efekt po narysowaniu nią kreski na powiekach.

A po chwili...

Nie mija dużo czasu, jak kreska wykonana kredką powiela się na powiece. Później nie jest lepiej, kredka najwidoczniej bardzo nie chciała pozostać na swoim miejscu :P

Wiele blogerek miało raczej pozytywne doświadczenia z kosmetykami marki Vipera. Ja nie mogę zaliczyć się do tej grupy, być może po prostu trafiłam tylko na takie 'niewypały', bo z przykrością stwierdzam, że nic, prócz oranżowej szminki, mnie 'nie kręci'...

niedziela, 26 czerwca 2011

KONKURS! Wygraj nowe masło do ciała The Body Shop DUO..

Podobnie jak kilka innych blogerek, otrzymałam propozycję współpracy z marką The Body Shop, przy okazji wchodzenia na polski rynek nowych produktów - maseł do ciała DUO.

Jako, że Pani Magda, która kontaktowała się ze mną w tej sprawie, od razu wspomniała o konkursie, w którym to Wy możeci wygrać produkt The Body Shop, tym bardziej nie mogłam się nie zgodzić :)


Aby wygrać Masło do ciała DUO o zapachu Sweet Pea (Groszek Pachnący) należy spełnić poszczególne warunki:
- musisz być publicznym obserwatorem mojego bloga,
- w komentarzu pod tym postem napisać nick pod jakim obserwujesz mojego bloga i swój adres e-mail,
- odpowiedzieć w jednym,dwóch zdaniach, co dla Ciebie oznacza słowo DUO (biorąc pod uwagę kosmetyki),
(Wszystkie informacje pozostawcie w jednym komentarzu pod tym postem)



Konkurs trwa do 16 lipca 2011 roku do godziny 22:00. Spośród wszystkich odpowiedzi wybiorę jedną, której autorka otrzyma masełko The Body Shop :)

Powodzenia! :)

sobota, 25 czerwca 2011

Mary Kay - Beztłuszczowy płyn do demakijażu oczu.

Płyn, który możecie zobaczyć poniżej, to drugi (po kompakcie z wkładami), otrzymany kosmetyk od marki Mary Kay. Stosuję go już długo, a jak widać ubytek produktu nie jest zbyt duży. Opakowanie mieści 110ml płynu i według mnie jest to średnia ilość, jaką możemy spotkać w kosmetykach tego typu, innych firm.


Od razu rzuca się w oczy to, że płyn jest dwufazowy (przed użyciem należy go wstrząsnąć) i zawiera:
-Cyclotetrasiloxane - silikon, który skutecznie usuwa wodoodporny makijaż bez pozostawiania tłustej warstwy;
-Poloxamer 184. - łagodny emulgator, który skutecznie usuwa makijaż nie-wodoodporny;

Co ważne, powieki po zastosowaniu płynu nie są tłuste, za to,  można zauważyć znaczne wygładzenie.
Moje oczy są wrażliwe, jeśli chodzi o stosowanie kosmetyków do demakijażu , a ten płyn nie podrażnia ich, co staje się jego zasadniczą zaletą. Bardzo dobrze usuwa wszelkiego rodzaju makijaż, mocno wytuszowane rzęsy czy też smokey w mocnych kolorach. Wystarczy niewielka ilość jaką nasączymy wacik i delikatne przetarcie oczu (ja najpierw przykładam wacik do powieki, aby 'złapał' kosmetyki, a następnie przesuwam go w kierunku rzęs). Wyczuwalny jest delikatny zapach, który nie jest drażniący, a po chwili ulatnia się.
Ogólnie rzecz biorąc, dobry produkt, który powinien sprawdzić się dla osób wymagających w kwestii demakijażu oczu i  ceniących sobie wydajność kosmetyku. Jednak zapewne wiele osób zdyskwalifikuje z miejsca ten produkt ze względu na jego niemałą cenę - 70zł. Wszystko zależy od preferencji.

Test szczoteczki elektrycznej Oral-B Professional Care Triumph 5000 - START!

Jakiś czas temu, zostałam zaproszona przez producenta Oral-B , do testowania nowej szczoteczki elektrycznej Oral-B Professional Care Triumph 5000. Zaciekawiona tą nowością, przystałam na tą propozycję i wczoraj rano, będąc oczywiście jeszcze w pidżamie (szalona godzina 7:30) , odebrałam od kuriera ogromną paczkę ze wspomnianą szczoteczką i niezbędnymi do niej akcesoriami. Mina kuriera bezcenna - no cóż troszkę nieogarnięta byłam, a 'fryzurę' określiłabym jako artystyczny nieład. Zaraz po pożegnaniu się z tym miłym Panem (:D), zaczęłam rozpakowywać zaklejone pudełko, aż w końcu moim oczom ukazało się to właściwe i tutaj moją reakcją było wielkie WOW!


Od dzisiaj zaczynam  wielkie testowanie, które potrwa pare tygodni, dlatego moje odczucia co do działania, skueczności oraz względach wizualnych szczoteczki opiszę po okresie testowym.
Na początek, tylko małe info na temat szczoteczki elektrycznej Oral-B Professional Care Triumph 5000:

Oral-B Professional Care Triumph 5000 to najnowsza szczoteczka elektryczna, która dzięki wykorzystaniu technologii oscylacyjno-rotacyjnej oraz pulsowania, pozwala skutecznie oczyszczać i wybielać zęby. Badania kliniczne wykazały, że znacząco redukuje ona płytkę nazębną i zmniejsza zapalenie dziąseł, pozostając jednocześnie bezpieczną dla miękkich tkanek znajdujących się w jamie ustnej. To co wyróżnia Professional Care Triumph 5000, to:

• Innowacyjna główka, która wykorzystuje technologię 3D

• Unikalny system czyszczenia 3D Excel: 40 000 drgań na minutę, które uderzając w płytkę nazębną poluzowują ją, 8 800 ruchów oscylacyjnych na minutę, aby skutecznie ją usunąć

• 5 trybów działania: podstawowy czyszczący, wrażliwy, polerujący, masujący, głęboko czyszczący


Tymczasem, spodziewajcie się dziś , jeszcze jednego posta, tym razem na temat typowo kosmetyczny :) Sama jestem zdziwiona: dwa posty w moim wykonaniu, w jeden dzień - istne szaleństwo ;P Ale ogłaszam,że powoli powracam to świata żywych, gdyż sesja zbliża się ku końcowi, zostały mi do napisania jeszcze 2 egzaminy, z fizyki oraz kartografii i teledetekcji (wbrew pozorom bardzo ciekawy przedmiot, chociaż pisanie z niego egzaminu już średnio mi się podoba) i wreszcie rozpocznę wakacje...

Pozdrawiam :)

wtorek, 21 czerwca 2011

Mary Kay - Kompakt + mineralne cienie i róż + kremowa szminka.

Kosmetyki potocznie zwane 'kolorówką' są produktami, których wg mnie nie można mieć za dużo. W zasadzie nie ma ograniczeń, jeśli chodzi o gamę kolorów cieni,róży czy też szminek.
W ramach współpracy z marką Mary Kay, do przetestowania otrzymałam właśnie taki zestaw kosmetyków kolorowych. 3 cienie mineralne, mineralny róż do policzków, kremowa szminka - wszystko skryte w niewielkiej paletce z lusterkiem.


Pewnie wiele z Was słyszało o marce Mary Kay, jednak zdecydowana większość nie miała styczności z jej produktami. No cóż, przyznam szczerze, że ja do momentu otrzymania paczki również.
Co prawda podczas spotkań z koleżankami przewijał się temat kosmetyków Mary Kay i z reguły słyszałam praktycznie same pozytywne opinie na ich temat, jednak z powodu braku dostępu do tych produktów, nie mogłam sama przekonać się o ich działaniu. Dlaczego z powodu braku dostępu? A to dlatego, że produkty Mary Kay dostępne są za pośrednictwem Niezależnych Konsultantek Kosmetycznych, a takich w moim otoczeniu brak.

Pierwszym produktem, który miałam okazję testować, jest wspomniany wcześniej kompakt, który kryje we wnętrzu miłe dla oka różności. Jeśli chodzi o stronę wizualną kompaktu, to jestem bardzo na tak. Porządne wykonanie, estetyczny wygląd i łatwy dostęp do kosmetyków.


W środku znajdziemy również lusterko. Jak widać postawiono na praktyczność, a przy tym zaoszczędzenie miejsca.
Kompakt zamykany jest na magnes, dzięki któremu nie ma prawa otworzyć się np: w torebce. Manetyczna jest także część wnętrza kompaktu, co zapewnia nam możliwość wymiany i różnej konfiguracji kosmetyków. Skoro już mowa o wymianie wkładów, jest tu zastosowane bardzo fajne rozwiązanie - mały przycisk, który umożliwia łatwe wyjęcie wkładów, gdyż podważa je i nieco unosi.


Muszę zaznaczyć, że kompakt sprzedawany jest osobno, bez żadnych kosmetyków oraz aplikatorów. Sami decydujemy co umieścimy we wnętrzu. Cena małego kompaktu (ten który Wam przedstawiam) to koszt rzędu 80zł, także niemało.

Przechodząc do wkładów, w mojej paletce znalazły się:
-Cienie mineralne o nazwach: Moonstone, Honey Spice, Precious Pink. Dwa pierwsze nadają się do rozświetlenia kącików oczu oraz łuku brwiowego. Trzeci to jasny róż z niewielką domieszką złota, jednak nie doszukiwałabym się podobieństwa do popularnego cienia marki KOBO- Golden Rose.
Wszystkie są dosyć delikatne, w sam raz do makijażu dziennego. Posiadają satynowo-perłowe wykończenie, dzięki czemu efekt na oku wygląda korzystnie. Pigmentacja należy raczej do tych średnich, nie poszalejemy z intensywnością kolorów, możemy jedynie nieco stopniować kolor nakładając cień 'warstwowo'.
Aplikacja jest prosta, cienie dobrze rozprowadzają się na powiece,a co za tym idzie bez problemu połączymy ze sobą np: te trzy odcienie, bez zauważalnych 'granic' poszczególnych kolorów cieni. Nie rolują się  i nie bledną.
Podsumowując, cieniami wyczarujemy neutralny, delikatny makijaż, nadający się głównie na dzień. Każdy cień kosztuje 31zł.


-Mineralny róż o nazwie Sparkling Cider. Jak dla mnie ideał, i o ile cienie nie wywołały u mnie zachwytu, tak ten róż znajduje się w czołówce róży, które posiadam.
Mocna brzoskwinia, która zaaplikowana na policzki niezwykle ożywia twarz. Róż jest matowy, z malutkimi złotymi drobinkami, które odbijają światło. Jego konsystencja jest boska - lekka, jedwabista , dzięki czemu nanoszenie go na policzki, to prawdziwa przyjemność. Co ważne , nie tworzy plam, a rozprowadza się równo i gładko. Jeśli chodzi o trwałość, to chyba nic nie jest w stanie go pokonać (aż do demakijażu ;P), pozostaje w niezmienionym stanie na buzi calutki dzień.
Choć nie powala wielkością, smiem twierdzić, że pozostanie ze mną jeszcze długo, a to dzięki wydajności, bo by uzyskać porządany efekt na policzkach wystarczy naprawdę minimalna ilość produktu. To róż, za który byłabym w stanie zapłacić te 45zł, zdecydowanie wart swojej ceny.

Swatche cieni i różu

- Kremowa szminka do ust o nazwie Sweet Nectar. Co zaskakujące jej zapach jest słodko-miodowy z nutą wanilii. Jednym pociągnięciem szminki uzyskujemy równo pomalowane usta o różanym odcieniu+złotej poświacie - naprawdę ciężko opisać ten kolor, ale za to na pewno mogę stwierdzić, że wygląda on bardzo twarzowo i świetnie komponuje się z resztą makijażu wykonanym wyżej przedstawionymi produktami. Usta po aplikacji szminki są gładkie, miękkie i nawilżone. Nie ma mowy o wysuszeniu czy zbieraniu w załamaniach. Czas przez jaki szminka pozostaje na ustach pozytywnie mnie zaskoczył - szminka jest bardzo trwała.
Praktycznie nie mogę znaleźć ani jednej wady w tym produkcie, jedna z lepszych szminek jakie miałam okazje używać, a było ich sporo. Do tego estetyczne opakowanie, dobrze się zamykające, jednym słowem: porządne. Jakość zasługująca na cenę 50zł, choć to i tak sporo.


Pomęczę Was jeszcze moim licem - upiększonym kosmetykami Mary Kay :)



Wszystkie produkty w kompakcie tworzą spójną całość, która w zupełności wystarczy do codziennego makijażu. Forma kosmetyków urzeka, ale ich cena już nie bardzo, zdaję sobie sprawę, że są to produkty nie na każdą kieszeń, w tym moją studencką, nad czym ubolewam, ale raz na jakiś czas można zaszaleć i sprawić sobie coś, co nie jest dostępne w zwykłym sklepie czy też drogerii.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o produktach marki Mary Kay oraz zobaczyć oferowane przez nią kosmetyki, zapraszam na stronę www.marykay.pl
W następnym poście pojawi się drugi produkt - beztłuszczowy płyn do demakijażu oczu, jaki miałam okazję wypróbować dzięki uprzejmości marki Mary Kay i Pani Aleksandry :)

czwartek, 16 czerwca 2011

Hean - High Definition Eyeshadow, 401 Plum Explosion

Pora na przedstawienie ostatniego produktu z paczuszki, którą otrzymałam do testów od marki Hean. Mowa o paletce High Definition Eyeshadow w kolorze  401 Plum Explosion - i rzeczywiście, nazwa jest jak najbardziej adekwatna do efektu, eksplozja koloru bez dwóch zdań.


Tak jak obiecuje nam producent, cienie są wysoko napigmentowane, także nie ma opcji, że makijaż oczu będzie mało wyrazisty. Nie musimy również zbyt długo 'męczyć się' z nakładaniem cieni na powieki,  wystarczy naprawdę chwila, by wyczarować  makijaż typu smokey. A to dlatego, że cienie dzięki swej konsystencji świetnie przylegają do powiek, przy czym równie dobrze blendują się ze sobą, co pozwala uzyskać nam efekt 'wycieniowanej powieki' ;P Przyznam, że przewidywałam mocne osypywanie się cieni podczas aplikacji, natomiast zostałam mile zaskoczona, bo osypywanie jest naprawdę niewielkie, powiedziałabym, że minimalne, dlatego też nie jest zbyt uciążliwe.


Wszystkie cztery cienie posiadają matowe wykończenie, jednak dwa z nich (B i C) kryją w sobie mikroskopijne drobinki odbijające światło.
Przy użyciu tej paletki możemy wykonać makijaż dzienny jak i wieczorowy - wszystko zależy od dobrania kolorów, a dla nowicjuszy w tym temacie, na odwrocie opakowania widnieje mała ściąga, z opisem poszczególnych cieni i  ich zastosowaniem.


Trzeba przyznać, że dobrze pomyślane. Ogólnie wykonanie opakowania paletki zasługuje na pochwałę, gdyż jest ona dosyć solidna, zamykana na zatrzask więc bez obaw może znaleźć się np: w naszej torebce. Cena również do przjęcia : 11,99zł.

Na koniec rzecz najważniejsza - trwałość. Tutaj także, z trudem można dopatrzyć się jakichkolwiek wad. Makijaż, który możecie zobaczyć poniżej, przetrwał ciepły, słoneczny dzień, a na jego koniec miał się całkiem dobrze.


Jak już chyba wiecie, gdyż wspominałam o tym niejednokrotnie, niecierpię poprawek makijażu w ciągu dnia, tyczy się to głownie makijażu oczu - a właśnie cienie z paletki Hean pozwalają mi całkowicie wykluczyć tą niemiłą sprawę.

Czyli jak się okazuje, kolejny dobry produkt marki Hean. Wszystkie 3 jakie testowałam: wypiekany róż, baza pod cienie i paletka cieni, zasługują na zainteresowanie. Jestem pewna, że nie zawiedziecie się, dlatego kosmetyki Hean szczerze polecam, warto bliżej przyjrzeć się również innycm kosmetykom jakie ma w swojej ofercie ta polska marka. Ja sama planuję zakup kilku, z którymi jak do tej pory nie miałam styczności :)

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Hean - STAY ON Eyeshadow Base (baza pod cienie)

Te z Was, które używają bazy pod cienie ( a jestem skłonna twierdzić, że jest to zdecydowana większość ;P), chyba przyznają mi rację, jeśli napiszę, że jest to jeden z produktów, które po prostu trzeba mieć pod ręką i kiedy raz się go użyje, wątpliwą sprawą staje się rezygnacja z niego. Odkąd odkryłam właśnie taki 'magiczny' kosmetyk, chyba nie zdarzyło mi się wykonać makijażu bez jego użycia.
Baza, którą uważałam za ideał (jakościowy i cenowy), czyli Kobo, w tym momencie nie wydaje się już taka doskonała -musi dzielić miejsce z bazą STAY ON Hean.


Czytałam już wiele pozytywnych opinii na temat tej bazy, ale wiadomo, samemu czegoś nie wypróbując, podchodzi się do tego sceptycznie.
Na szczęście dzięki marce Hean mogłam sama skonfrontować wszystkie zachwyty nad bazą,z nią samą.


Już w pierwszym momencie przy zetknięciu naszej skóry z bazą, pojawia się myśl: 'to nie może być złe'. Bowiem konsystencja tej bazy jest cudowna, kremowo-masełkowa. Bez problemu można rozprowadzić ją na powiece, nie zostawia żadnego koloru (choć w opakowaniu jest bladoróżowa), ani tłustego filmu. Powieki po jej aplikacji są gładkie i od razu możemy nakładać na nie cienie.


Podbicie koloru jest widoczne, tyle, że ciut mniejsze od bazy Kobo, jednak mimo to cienie równie dobrze 'trzymają się na powiece', a także nie ulegają rolowaniu w załamaniu powieki.
Nie ma również problemu z blendowaniem cieni na bazie, odcienie ładnie łączą się ze sobą, bez tendencji do tworzenia się 'placków' i nierówności w kolorycie.
Poza tym trwałość cieni na bazie jest równie dobra jak bazy np: marki Kobo. Bez problemu makijaż naszych oczu przetrwa cały dzień i nawet po wielu godzinach będzie wyglądał zadowalająco i efektownie.Możliwe są jednak nieznaczne blednięcia w godzinach wieczornych, ale sądzę, że po tylu godzinach, makijaż ma prawo wyglądać nie aż tak idealnie, jak zaraz po zrobieniu o poranku. Z moich testów wynika, że makijaż spokojnie wytrzyma ok 10h.

Samo opakowanie również sprawia pozytywne wrażenie. Zakrętka dobrze przywiera do przezroczystego słoiczka, więc sądzę, że nie powinno dojść do zasychania bazy (niestety baza Kobo zrobiła mi taką 'niespodziankę' ;/).
Biorąc pod uwagę gramaturę produktu - 14g, posłuży on mi wieeele miesięcy, mam nadzieję, że zdążę go wykorzystać przed końcem daty ważności :P (06.2013).
Ponad to korzystanie z bazy Hean jest o wiele przyjemniejsze, z racji dużej średnicy słoiczka, dzięki czemu baza nie ląduje pod paznokciami, a wiem, że wiele dziewczyn ma z tym właśnie problem.
Cóż więcej dodać: bardzo dobra alternatywa dla baz pod cienie Kobo, Art Deco, Virtual itp. Po raz kolejny okazuje się, że za niewielką kwotę możemy uzyskać równie dobry efekt, co za sprawą droższego produktu. Także baza Hean cieszy oko prostym designem, powieki - swoim działaniem, a nasz portfel - ceną :)
Baza  pod cienie Stay On do kupienia m.in na stronie HEAN (cena: 10.49zł)

czwartek, 9 czerwca 2011

Hean - Colour Celebration Baked Blusher nr 272 ( wypiekany róż)

W ostatnim tygodniu listonosz pukał do mych drzwi prawie codziennie, co poskutkowało nagromadzeniem paczek z kosmetykami, o których wspominałam w poprzedniej notce.
Jak na ten moment większość jest w fazie testów, a niektórych produktów zdążyłam użyć parokrotnie i nawet się z nimi polubić, a co za tym idzie, wydać na ich temat opinie.

Tak o to prezentuje się zawartość paczuszki od Hean: 3 produkty, które jak najbardziej trafiły w mój gust (ulubione fiolety w postaci paletki cieni, róż w ślicznym kolorze oraz baza, która swą wielkością oraz konsystencją po prostu mnie oczarowała).


Dziś, na pierwszy ogień idzie wypiekany róż marki Hean, o numerze 272.


Gdy zobaczyłam go w paczce od razu zaświeciły mi się oczy, ponieważ jak dotąd miałam raczej styczność z różami o odcieniach typowo różowych/ blado-różowych/ intensywnie różowych, ten natomiast, to mocno brzoskwiniowy róż do policzków ze złotymi drobinkami (wpadający w lekko ceglasty odcień).


Na twarzy prezentuje się pięknie. Choć na pierwszy rzut oka może wydawać się dosyć ciemny, po aplikacji, okazuje się,że było to mylne wrażenie. Modeluje nasze kości policzkowe i dzięki zawartym drobinkom rozświetla policzki. Według mnie idealny róż na lato (i nie tylko).


Co najbardziej mnie zaskoczyło, i to pozytywnie, to jego trwałość. Pozostaje na buzi cały dzień. Oprócz tego wystarczy naprawdę niewielka ilość produktu, aby podkreślić policzki - rumieniec mimo to jest wystarczająco widoczny bez żadnych plam i nierówności. Wynika z tego, że ten o to róż posłuży mi naprawdę długo, z czego bardzo się cieszę, gdyż odcień o nr 272 to strzał w 10! :)
Jedyne na co trzeba uważać, to otwieranie opakowania, zatszask bardzo dobrze trzyma i przy próbie 'dostania się do kosmetyku', bez przypadek może wylecieć z naszych rąk. Pomijając ten mało znaczący szczegół, róż jak najbardziej zasługuje na 5 (nawet z plusem). Jeżeli nie miałyście okazji go wypróbować, polecam odwiedzenie małych, prywatnych drogerii, gdzie kosmetyki Hean można raczej znaleźć najprędzej.

Popularne posty