środa, 23 maja 2012

Flormar - Pretty Compact Blush -On , nr P116.

Flormarowego szału ciąg dalszy ;)
Jakiś czas temu pojawiła się tu recenzja Pretty Compact Blush On, nr P115... Z racji tego, że bardzo przypadło mi do gustu to duo, zdecydowałam się zaopiekować również jego kolegą, czyli kompaktem nr P116.
W zamierzeniu, było pozyskanie różu o nieco chłodniejszym odcieniu, albo czymś w stylu baby pink. Mimo, że - jak się okazało później - kolor odbiega nieco, od tego przeze mnie pożądanego, i tak używam go nad wyraz regularnie :)



Strona wizualna jest identyczna, jak w nr P115, ot, białe , plastykowe opakowanie, przedzielone na dwie części, w których znajdziemy dwa kolory kosmetyku do policzków. Akurat w tym przypadku, część jaśniejsza, jest połączeniem różu i rozświetlacza, posiada mikroskopijne drobinki, które na policzkach są ledwo widoczne. Efekt rozświetlenia nie jest więc jakiś spektakularny, a raczej bardzo, ale to bardzo subtelny.
Druga połówka, to zupełne przeciwieństwo. W moim odczuciu nie zasługuje ona na określenie jej bronzerem, powiedziałabym raczej, że jest to matowy, bardzo dobrze napigmentowany róż, o barwie ceglanej. Niezbyt zachęcający opis - wiem :), ale jeśli ostrożnie nabierzemy go na pędzel, a następnie dobrze rozetrzemy, możemy uzyskać nim ładny, zdrowy rumieniec - bez plam oraz smug. Oczywiście odcień bardziej preferowany dla osób z ciemniejszą karnacją bądź tych, które już odczuły skutki działania słońca i mogą pochwalić się pierwszą opalenizną. U bladolicych jednak, niekoniecznie będzie wyglądał dobrze.


Co cechuje obie części kompaktu, to struktura/konsystencja produktów, wystarczy lekkie dotknięcie pędzlem, aby nabrać odpowiednią ilość do aplikacji, a przy tym nie pylą. Przy takim używaniu tych róży, starczą one na baaaardzo długi czas, biorąc dodatkowo gabaryty duo - 14g, czyli niemało.
Do trwałości, podobnie jak w P115, również nie mam większych zastrzeżeń, róż zostaje na swoim miejscu praktycznie przez cały dzień, choć w ostatnich dniach, kiedy doznaliśmy zaszczytu pięknej, słonecznej pogody, może być z tym różnie - nie oszukujmy się, skwar, upał, a przy tym, na przykład, podróż komunikacją miejską, nie wpływają dobrze, na żaden makijaż.


Jedyne, co uznaję za minus, to jakość opakowania. Co prawda kompakt nr P116 posiadam dopiero od kilku tygodni i jeszcze nic złego się z nim nie stało, ale jego starszy brat, czyli nr P115, jest nadgryziony zębem czasu - i to dosłownie :P Brzeg opakowania zaczął się kruszyć i pogłębia się to co raz bardziej. Jako, że nie wpływa to na korzystanie z kosmetyku bądź nie utrudnia jego zamykania, jestem to w stanie przeżyć i nie rozpaczać nazbyt :)


DZIEŃ MATKI zbliża się wielkimi krokami :) 
Macie szansę sprawić swojej Mamie niespodziankę i z okazji jej święta, wygrać dla niej i dla siebie metamorfozę w eleganckim SPA oraz profesjonalną sesją zdjęciową. Konkurs organizowany jest przez GLOSSYBOX!

niedziela, 20 maja 2012

Lakierowo: Flormar - nr M117, nr 402, nr 427 + My Secret - nr 148 Mint.

Jak widać po dacie ostatniego, zamieszczonego posta, zastój na blogu trwał dosyć długo... stanowczo zbyt długo. W zasadzie, aby zmienić ten stan rzeczy, w dużej mierze przyczyniło się piątkowe spotkanie śląskich blogerek w Katowicach, o którym część z Was na pewno słyszała. Co prawda, było nas tylko 5, a ten czas miałam przyjemność spędzić z: Karoliną  - u której znajdziecie kilka zdjęć ze wspomnianego spotkania :) Amandą, Kamilą, oraz Aliną.

Dziewczyny, cieszę się, że mogłam Was poznać! ;)

Nie obyło się bez niespodzianki, w postaci reklamówki w jakże radosnych barwach :D, która skrywała dwa produkty - maskę kolagenową marki BeautyFace oraz pilindżek Joanny ;)



Skoro nastąpiła 'reaktywacja' bloga, to nie może zabraknąć przedstawienia nowego, a raczej 3 nowych produktów, które ostatnio wpadły w moje ręce. Mowa o lakierach marki Flormar, które okazały się miłym zaskoczeniem pod względem dostępności kolorów, jak i jakościowym.  Co do samego Flormaru, to stwierdzam, że znajdujące się w mojej okolicy, wyspy tejże marki są czystym złem... nie da się odejść stamtąd z pustymi rękami.
Także na dniach możecie spodziewać się kolejnej recenzji, której tematem będzie produkt Flormaru ;)
Dzisiaj natomiast, lakierowo.


Ostatnio, jeśli chodzi o manicure, wykorzystuję zwykle dwa kolory lakierów. Biorąc pod uwagę, bardzo sprzyjającą aurę, nie sposób oprzeć się żywym, wesołym i zwracającym uwagę, kolorom. Dlatego wybór padł na dosyć energetyczne barwy.
Pierwszy duet, to cukierkowy róż z odrobiną koralu, M117 Flormaru + błękit z My Secret, o numerze 148 i może mylącej nazwie: Mint, bo mięta to raczej nie jest( choć mimo wszystko jest to jeden z moich ulubionych lakierów My Secret - dobrze kryjący i do tego prawie nie do zdarcia). Połączenie kolorystyczne niczym szablon bloga ;p



Druga propozycja, obejmuje 2 lakiery Flormaru: nr 402 ,nazywany przeze mnie zmiksowaną truskawką i nr 427, kolor błotny, przełamany delikatnie fioletem (a co na zdjęciu niekoniecznie widać).

3 powyższe egzemplarze, z łatwością się aplikuje, pędzelki są odpowiednie i pozwalają na precyzyjne pomalowanie płytki paznokciowej. Do osiągnięcia w miarę dobrego efektu, bez większych prześwitów, wystarczą 2 warstwy. Schnięcie raczej standardowe, a wytrzymałość oceniam na ok.4 dni, co jest całkiem niezłym wynikiem.
Cena każdego z lakierów to ok. 9zł.
Coś czuję, że lakiery Flormaru zagoszczą u mnie na dobre. Wybór jest spory, a to sprzyja natrafieniu na 'perełki', no i zawsze można znaleźć kolor, którego akurat jeszcze się nie posiada. ;)
A jak to jest z Wami, zaglądacie do Flormaru i lubicie ich produkty?

Popularne posty