poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Essence - Ballerina Backstage, lakier do paznokci nr 05 Grand- Plie in Black.

Nie wiem jak Was, ale mnie ostatnimi czasy, nie kręcą limitki wypuszczane przez Essence. Po pierwsze, do nas trafiają okrojone już ich wersje i zwykle to, na co najbardziej liczyłam, po prostu nie znajduje się w standzie. Po drugie, wydaje mi się, że wszystko co proponuje Essence w swoich limitowanych seriach, najprościej mówiąc - już było.
No ale, jeżeli już znajduję się w Naturze czy też w Douglasie, zawsze rzucę okiem na 'nowości'... Tak też było z limitowanką Ballerina Backstage - zobaczyłam, wzięłam w obroty testery, podumałam chwilę i stwierdziłam, że nie ma szału. Róż w kremie za jasny, cienie w kremie w ogóle mnie nie zainteresowały, błyszczyków mam zbyt wiele, opaska (no comment)... Pozostało przyjrzeć się lakierom. Po wpatrywaniu się w buteleczki, nieco rozczarowana, stwierdziłam, że na dobrą sprawę,  posiadam już takie kolory, albo przynajmniej bardzo podobne... Oprócz jednego, czarnego z pomarańczowym brokatem o nr 05 Grand-Plie in Black. Jako, że ostatnio na nowo odkrywam ciemne lakiery, oczywistością było, że ten wróci ze mną do domu.


Z tego co zauważyłam ten lakier ma tyle samo zwolenniczek co przeciwniczek. Co tu dużo mówić, czarne paznokcie  toleruje się albo nie :)
Ja staram się zawsze w swoim pudełku na lakiery, mieć zdatny do użytku, całkowicie czarny tudzież z jakimś migoczącym dodatkiem, lakier do paznokci. Ten z limitowanki Ballerina Backstage prezentuje się całkiem dobrze, 2 warstwy to wystarczające maksimum, a trwałość nie była dla mnie zaskoczeniem -  na moich paznokciach wytrzymał 5 dni i gdybym go nie zmyła, byłby to nawet jeszcze lepszy wynik. A propos zmywania... Jest po prostu straszne! Nie przesadzam tutaj nic a nic, niestety za sprawą brokatu, który mocno przylega do płytki paznokcia, pozbycie się tego lakieru staje się koszmarem. W zasadzie przy zakupie przewidywałam, że tak się może zdarzyć - urok lakierów z drobinkami. W takiej sytuacji pomóc tu mogły jedynie pocięte płatki kosmetyczne nasączone zmywaczem, przyłożone do każdego paznokcia osobno i owinięte zwykłą folią aluminiową :D
Ten sposób zawsze się sprawdza, także polecam, jeżeli macie do czynienia z lakierami tzw. 'twardymi sztukami' :)

piątek, 26 sierpnia 2011

Catrice - Photo Finish Liquid Foundation 18h, nr CARAMEL BEIGE.

Mając bardzo dobre doświadczenia,z zakupionym już jakiś czas temu, a recenzowanym TU podkładem Catrice Infinite Matt, przy okazji wizyty w Naturze, ze świadomością, że właśnie go zużyłam, wygrzebując nawet resztki z samego dna, zdecydowałam się wypróbować drugi rodzaj podkładu znajdujący się w szafie Catrice:  Photo Finish.


Tym razem, moja ręka nie chwyciła od razu po najjaśnieszy odcień, jak to zwykle bywało. Zaczęłam 'zabawę z testerami' i po pierwszych próbach okazało się, że najodpowiedniejszym odcieniem będzie nr 030 CARAMEL BEIGE. Cóż, bladość na jakiś czas odeszła w zapomnienie i mimo niewielu słonecznych dni tych wakacji słońce pozostawiło ślad na mej skórze.
Jakie wrażenia odnośnie podkładu Photo Finish? Zadziwiająco dobre :)


Podobnie jak podkład Infinite Matt, Photo Finish również zamknięty jest w 30ml buteleczce wykonanej z matowego szkła, tutaj jednak mamy do czynienia z walcowatym kształtem opakowania, u nasady zakończonym pompką.Taka forma podkładu jest dla mnie najwygodniejsza i najbardziej higieniczna, poza tym pompka sprawuje się bez zarzutów, możemy dzięki niej pobrać tyle produktu ile nam akurat potrzeba, bez jego bezsensownego marnowania. Co do wydajności, to potrzeba niewielkiej  ilości podkładu, aby pokryć całą twarz, nie tworząc przy okazji maski. Za pomocą tego podkładu nie uzyskamy całkowitego matu na twarzy,podkład zawiera odbijające światło pigmenty -  jednak dla mnie to plus, cera wygląda bardzo naturalnie, jest  rozświetlona i na pewno sprawia wrażenie wygładzonej. Krycie nie jest mocne, ale raczej wystarczające dla cer z drobnymi mankamentami, osoby oczekujące większego 'retuszu' będą musiały posłużyć się dodatkowo korektorem bądź dodać do Photo Finish odrobinę  bardziej kryjącego podkładu.

(Jak podkład wygląda na twarzy możecie zobaczyć przy okazji postu ze zdjęciami z wakacji :) )

Producent zapewnia, że podkład pozostanie na naszej twarzy przez 18 godzin, ale jest to lekka przesada. Nie mniej jednak przy nałożeniu go rano i spojrzeniu w lustro wieczorem, też nie jest źle, poprawki typu: przypudrowanie w ciągu dnia, na pewno się przydadzą.
Bardzo przypadła mi do gustu konsystencja podkładu Photo Finish, nie jest lejąca, czy też zbyt rzadka, z jego rozprowadzeniem na twarzy nie ma żadnych problemów. Nie tworzy smug, nie roluje się oraz nie zbiera się w zmarszczkach.

Jedyne do czego można się przyczepić to ilość proponowanych odcieni tego podkładu w ofercie - tylko 5 oraz zapach miodowo-woskowy (niewyczuwalny chwilę po aplikacji), który mnie osobiście nie przeszkadza, ale dla innych, którzy nie są wielbicielami kosmetyków zapachowych może okazać się drażniący.
Nie mniej jednak przy cenie ok. 25zł, sądzę, że warto zwrócić uwagę na ten produkt. Trudno stwierdzić, czy każdemu przypadnie do gustu - to sprawa indywidualnych preferencji, no i wymagań odnośnie podkładu :)
Moja współpraca z podkładem Photo Finish układa się bardzo dobrze i kto wie, być może po skończeniu tego opakowania sięgnę po kolejne (prawdopodobnie w innym odcieniu, gdyż za jakiś czas z pewnością zbledne :P).

czwartek, 25 sierpnia 2011

Test szczoteczki elektrycznej Oral-B Professional Care Triumph 5000.

Wiele tygodni użytkowania pozwala mi w końcu wydać opinię na temat, otrzymanej do testów, szczoteczki elektrycznej Oral-B Professional Care Triumph 5000.
Wcześniej, nie miałam styczności z tego typu szczoteczkami - zawsze wybierałam te 'manualne'. Teraz stwierdzam, że zwykłe szczoteczki mogą się schować.


Zestaw skrywa w sobie następujące części i akcesoria: 4 wymienne końcówki, 1 przenośna ładowarka, 1 stacja akumulatorowa z pojemnikiem na końcóki, 1 bezprzewodowy wyświetlacz SmartGuide,
podróżne etui.
Końcówki szczoteczki dzięki specjalnie ułożonym włóknom docierającym w trudno dostępne miejsca i szczeliny międzyzębowe, czyszczą o niebo lepiej niż zwykła szczoteczka, różnica jest odczuwalna,
można powiedzieć, że po szczotkowaniu czujemy się jakbyśmy przed chwilą wyszli od dentysty - to wzbudziło mój największy zachwyt :)

Co najważniejsze, szczoteczka Triumph 5000 posiada kilka ciekawych funkcji, z których możemy wybrać dla siebie najbardziej odpowiednie. I tak, mamy do dyspozycji tryby:
- Daily Clean - czyszczenie codzienne
- Sensitive - czyszczenie wrażliwych zębów i dziąseł
- Massage - masaż
- Whitening - wybielanie
- Deep Clean - głębokie czyszczenie

Ja najbardziej upodobałam sobie tryb czyszczący i wrażliwy. Już po niedługim czasie użytkowania, widoczne są zmiany w wyglądzie naszego uzębienia. Osad i przebarwienia zostają usunięte - zmiany są naprawdę zauważalne, w czasie kiedy zaczęłam używać tej szczoteczki, parokrotnie usłyszałam od osób trzecich, że rzeczywiście moje zęby są bielsze. Właśnie to ucieszyło mnie najbardziej, gdyż zawsze borykałam się z problemem przebarwień powstałych, szczególnie, na skutek picia kawy w ilościach niemałych.

Gadżetem jest tu niewątpliwie wyświetlacz SmartGuide, który informuje nas o czasie, przez który szczotkujemy już zęby oraz daje znać, że pora na czyszczenie kolejnej 'ćwiartki zębów'. Po upłynięciu 2 minut, na ekranie pojawia się 'uśmiechnięte kółko' (:P), czyli szczotkowaliśmy nasze zęby przez czas zalecany przez dentystów.
Co tu dużo mówić, ciekawy pomysł :)

Szczoteczkę ładujemy przez 10 godzin, czyli na dobrą sprawę, możemy podłączyć ją razem z ładowarką do gniazdka wieczorem, gdy kładziemy się spać, a rano mieć w pełni naładowaną, gotową do działania przez kolejne 9-10 dni. Jak widać całkiem sporo, co pozytywnie mnie zaskoczyło, gdyż zawsze wychodziłam z założenia, że szczoteczkę elektryczną trzeba praktycznie co chwile ładować  - mój błąd.

Rączka szczoteczki jest poręczna, a co najważniejsze, lekka, co pozwala nam na duży zakres ruchów w jamie ustnej.
Nie musimy obawiać się, że naciskamy końcówką szczoteczki na nasze uzębienie zbyt mocno, ponieważ szczoteczka po przez przerwanie pulsowania zwraca uwagę,
iż nacisk jest zbyt duży.

Chyba większość testujących blogerek za główną, można powiedzieć, wadę tego produktu, uznało jego cenę, która nie należy do najprzystępniejszych. Jest to bowiem wydatek  rzędu 300-400zł.
Oprócz kwestii cenowej, nie zauważyłam większych niedogodności, szczoteczka sprawuje się bardzo dobrze, a ja jestem zadowolona z efektów, które mam okazję ujrzeć.

Szczoteczka elektryczna Triumph z wymiennymi końcówkami to mimo wszystko, bardzo dobra inwestycja, tym bardziej, że może jej używać cała rodzina. Nie da się ukryć, że cechuje się również  wygodą w codziennym użytkowaniu. Pozostając w zachwycie nad jej działaniem, nie zamierzam już wracać do zwykłej szczoteczki.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Sensique - Strong & Trendy Nails with tefpoly - nr 251 Sea Breeze i nr 255 Drink with Lemon + zapowiedzi.

Na temat lakierów z letniej limitowanki Sensique już się wypowiadałam TU, nic nie zmienia się, jeśli chodzi również o niżej przedstawione kolory. Naprawdę bardzo polubiłam tą serię lakierów i właściwie  ciągle, któryś z niej, gości na moich paznokciach. Bo przecież jak tu oprzeć się tym kolorom :)

-nr 251 Sea Breeze , czyli delikatny błękit, idealnie komponuje się z opalonymi dłońmi, jeden z moich ulubionych lakierów Sensique.


-nr 255 Drink with Lime, zielonkawo-limonkowy lakier, nie mylić, ze 'shrekowym' Essence, ten lakier prezentuje się o wiele lepiej wg mnie.



Jak być może zauważyłyście, przez ostatni tydzień, moja aktywność w blogosferze była znikoma - bardzo Was przepraszam i obiecuję poprawę :) Mimo wakacji i wydawać się można, masy wolnego czasu, w rzeczywistości wcale tak nie jest. Poza tym wreszcie miałam możliwość, aby spędzić więcej czasu z moim chłopakiem, dlatego internet oraz blog odeszły nieco na drugi plan. 
W najbliższym  czasie planuję recenzję szczoteczki elektrycznej Oral - B 5000 Professional Care 5000, którą miałam przyjemność testować, a już teraz mogę zdradzić, że efekty są naprawdę pozytywnie zaskakujące :)
Oprócz tego, podjęłam ostatnio współpracę z kolejną firmą kosmetyczną, mowa o:

Do testów  otrzymałam kosmetyki, które miałam możliwość sama wybrać :) Paczka dzisiaj do mnie dotarła i jak tylko aparat do mnie przyleci (już w środę :P). pokażę Wam co się w niej znajdowało i  jeśli coś Was zainteresuje, wybierzecie , który produkt jako pierwszy zrecenzować :)

Pozdrawiam ciepło :)

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

My Secret - Glam Specialist Eyeliner (Eyelinery z brokatem)

Jest sierpień. Słońce w końcu miało nas uraczyć swoim pojawieniem się. Jak widać nie bardzo mu się spieszy, aby dać nam możliwość do w pełni wykorzystanych wakacji...
Moje samopoczucie jest na poziomie -1000000, co skutkuje także zastojem na blogu. Drugim powodem małej przerwy w dodawaniu postów jest sprawa aparatu, który zapewne w tym momencie musi wytrzymywać wysokie temperatury w Bułgarii (pozdrawiam Was mamo i tato).
Jednak mimo wszystko, zabezpieczyłam się odpowiednio wcześniej na tą ewentualność :D, robiąc zdjęcia kosmetyków, których recenzje planowałam, ha! Także dzisiaj na tapecie brokatowe eyelinery My Secret. Jako, że jestem wielką fanką kresek, nie mogło ich zabraknąć w moim zbiorze i choć z reguły stawiam na czarną, klasyczną krechę, eyelinery poniżej okazują się być miłym urozmaiceniem i odejściem od nudy.


Jak wspomniałam, akurat te, kryją we wnętrzu 4ml opakowania niezliczoną ilość brokatu.
 
- nr 2 - czarny ze srebrnym brokatem


- nr 4 - niebieski z niebieskim brokatem


- nr 5 - praktycznie przezroczysty żel ze srebrnym brokatem


- nr 6 - jak wyżej, ze złotym brokatem, jednak można zauważyć też srebrny



Wszystkie eyelinery można stosować samodzielnie, jak i nakładać na zwykły czarny eyeliner. Ta druga opcja przemawia do mnie najbardziej, gdyż wtedy efekt jest o wiele bardziej intensywny.


Odnośnie samej aplikacji,  jest bezproblemowa - dzięki cienkiemu i precyzyjnemu pędzelkowi, możemy nimi operować jak tylko nam się podoba i tworzyć kreski różnej grubości. Bez uszczerbku wytrzymują cały dzień na powiekach, przy czym w kwestii demakijażu nie ma z nimi niespodzianek - wszystko z łatwością zmyjemy, chociażby wodą.
Nie trzeba obawiać się efektu kuli dyskotekowej, brokat mimo wszystko wygląda dyskretnie i wg mnie eyelinery sprawdzą się nie tylko w makijażu na weekendową imprezę tudzież Sylwestra.
Fakt ich dobrej jakości, jak i przystępnej ceny (ok.6zł) sądzę, że może zachecać do zakupu.
Poza tym ilość oferowanych kolorów przy bardzo dobrej dostępności (każda drogeria Natura) zaliczam do pozytywów.
Jako minus mogę wskazać ich gęstość, z powodu której, być może nie każdy jest w stanie namalować idealną kreskę, no ale praktyka czyni mistrza, jak to mówią.
Słyszałam niejednokrotnie, że u niektórych te eyelinery powodują podrażnienie oczu i szczypanie. Szczerze powiedziawszy ja nie mam z nimi takich doświadczeń, a Wy?
Ta ostatnia niedogodność ujmuje nieco eyelinerom, choć ogólnie wypadają na tle innych całkiem nieźle. Na pewno są one świetnym zamiennikiem dla droższych produktów tego typu.

Popularne posty