piątek, 24 lutego 2012

Lakierowo!

Dawno nie było mowy o lakierach do paznokci, a  jako, że postanowiłam odświeżyć swój mały zbiór, do kolekcji trafiło kilku nowych, dobrze zapowiadających się, 'kolegów'.
Przeprowadzone czystki w pudełku na lakiery, były koniecznością - choć z bólem serca pozbyłam się ulubionych kolorów, które już teraz są niedostępne, stwierdziłam, że pora wyruszyć na poszukiwania ich godnych następców. Jak zwykle nie zawiodła mnie jedna z drogerii w centrum miasta, gdzie do wyboru mamy mnóstwo lakierów i  do tego za niewielkie pieniądze. Dlatego zawsze udaję się tam z nastawieniem, że na pewno znajdę coś, co wpadnie mi w oko. No i wpadło, kilka pięknych sztuk... zresztą same zobaczcie :)


Wszystkie trzy lakiery, to marka Golden Rose, do której pałam dużą sympatią. Lakiery są naprawdę dobrej jakości i nie odstępują trwałością, od tych droższych, znajdujących się w ofercie innych, znanych firm.
Zdecydowałam się na energetyzujący pomarańcz nr 245 oraz dwa neutralne, spokojne odcienie: nudziak nr 185 i brudny róż połączony z  ciemnym beżem nr 202. Na pewno któryś z nich, wkrótce powędruje na moje paznokcie ;)

Ostatnimi czasy natomiast, zwariowałam na punkcie połyskliwych, mieniących się i odbijających światło lakierów... i tak, najczęściej można było u mnie zauważyć poniższy duet:


Lakier Essence Colour & Go nr 59 Black Is Black, a na nim, większości już chyba znany, My Secret nr 104. Taka fuzja wygląda naprawdę ciekawie i świetnie sprawdza się w ramach odstępstwa, od malowania paznokci na jeden kolor.


W chwili obecnej, noszę migoczący lakier Essence Colour & Go nr 72 Time For Romance, który mimo początkowych zachwytów , okazał się być małym bublem - a przynajmniej dla mnie.


 Do całkowitego pokycia płytki paznokcia potrzeba 3 warstw, chociaż mogłabym to jakoś przeżyć, to odpryskiwania już na drugi dzień na pewno nie... Wygląda na to, że się nie polubimy.

sobota, 18 lutego 2012

Catrice - Absolute Eye Colour: 410 C'mon Chameleon! + makijaż.

Kolejny weekend, ale nie byle jaki: ostatni weekend karnawału, więc jak sądzę wiele osób spędzi go w klubach, na specjalnie dedykowanych imprezach.
Wszelkie szaleństwa odnośnie makijażu oraz ubioru są dozwolone, także nie bójmy się - w końcu to ostatki ;)
Makijaż jaki przygotowałam na to wyjście, może nie odbiega zbytnio od poprzedniego, który ostatnio umieściłam na blogu. Jednak również zwraca uwagę, a o to chyba właśnie chodzi?


Tym razem oprócz cienia Catrice Lunch At Tifantyny's, użyłam znanego i uwielbianego przez wiele blogerek (i nie tylko), kultowego już cienia Catrice , 410 C'mon Chameleon! Był to ostatni cień w tym kolorze, który udało mi się zdobyć w jednej z Drogerii Natura.
Znajdował się on w miejscu z przecenionymi/wycofywanymi produktami, więc śmiem twierdzić, że za względnie niedługi czas, nie będzie on dostępny. Dlatego, jeżeli ktoś jeszcze go nie posiada, a ma w planach jego zakup, radzę się pospieszyć.


Cień potocznie zwany 'kameleonem', zdecydowanie zasługuję na taką nazwę. Jest to kolor, który ciężko jednoznacznie określić, gdyż widoczne są tu tony, beżu grafitu i zieleni. Wszystko zależy od światła, a raczej kąta jego padania. Cień jest bardzo dobrze napigmentowany, a dzięki jego konsystencji, z łatwością nałożymy go na powiekę pędzlem lub jakimkolwiek innym akcesoriem, przeznaczonym do makijażu. Możemy nakładać kolejne warstwy, aby uzyskać intensywniejszy odcień, a przy tym z łatwością go rozcierać oraz blendować z innymi cieniami.
Po raz kolejny, okazuje się, że cienie Catrice mają bardzo przyzwoitą trwałość, a jeżeli użyjemy do tego bazy, możemy mieć wręcz pewność, że makijaż oczu pozostanie w niezmienionej formie przez praktycznie, cały dzień tudzież całą noc.Za jego pomocą stworzymy niebanalne smokey, które na pewno zwróci uwagę innych :)

O makijażu miała być mowa, a więc proszę :


Usta mocniej zaakcentowane, czyli powrót do łask czerwonej szminki.
Wiadomo na co dzień, byłby to zbyt mocny makijaż, ale wieczorne wyjścia otwierają nowe możliwości i żal z nich nie skorzystać. Raz na jakiś czas, każda z nas potrzebuje odmiany, czyż nie ? :)

wtorek, 14 lutego 2012

Catrice - Nowości: Intensif Eye Wet & Dry Shadow - 050 Lunch At Tiffany's i Ultimate Colour Lip Colour - 190 The Nuder The Better + makijaż.

Jak każdy wie, dziś są Walentynki. Święto to ma swoich zwolenników, jak i przeciwników. Jedni uroczyście je obchodzą, zaś inni w ogóle ich nie celebrują i traktują jak, zwyczajny, normalny dzień.
W tym roku, w ramach Walentynek, wybrałam się na imprezę do jednego z Katowickich klubów i mimo, że odbywała się ona kilka dni przed 14 lutym, atmosfera była niesamowita, a to co działo się na parkiecie, a raczej kilku parkietach, ciężko opisać :)  Potwierdzeniem znakomicie spędzonego wieczoru/nocy, był niewyobrażalny ból nóg, następnego dnia... Było warto.

A skoro impreza, musi być również makijaż, najlepiej połyskujący. Do tego celu, postanowiłam użyć między innymi, jednej z nowości marki Catrice, czyli Intensif Eye Wet & Dry Shadow 050 Lunch At Tiffany's.


Zapewnia on, nie tylko błysk na powiekach, ponieważ zależnie od padania światła, jego kolor ulega zmianie. Bardzo lubię tego typu cienie, gdyż można nimi uzyskać bardzo ciekawy efekt, który na pewno nie jest nudny i oklepany. Cień można stosować na sucho oraz na mokro. Druga opcja pozwala na intensyfikację odcienia na powiece i właśnie w taki sposób tworzyłam poniższy makijaż.

 
(Kreski, które 'zdobiły' moje powieki, należą do najbardziej nierównych w mojej 'kreskowej karierze' ;P efekt drżącej ręki, z niewiadomych przyczyn )

Właściwie to nic specjalnego - wykorzystałam 2 cienie: na całą ruchomą powiekę nałożyłam cień 050 Lunch At Tiffany's z Catrice, a na zewnętrzną część powieki, cień 505 Purple Glam z serii limitowanej KOBO: Elegance.
Z racji tego, że oczy wystarczająco zwracały uwagę, usta pomalowałam 'nudziakowo-różową ', nową pomadką Catrice Ultimate Colour, 190 The Nuder The Better.


Ideał wśród pomadek, jeśli chodzi o kolor. Nie podkreśla suchych skórek, a także nie wysusza ust - z tego co zdążyłam zauważyć ;) Daje delikatny połysk, dzięki czemu usta wyglądają bardzo kusząco.

Dodam tylko, że makijaż przetrwał całą szaloną noc, a rano kiedy wracałam do domu, wszystko (no może oprócz szminki :P) nadal było na swoim miejscu, co wywołało u mnie niemały szok, po zerknięciu w lusterko.

Życzę Wam miłego i udanego, pod każdym względem, dnia :) bez względu na to, czy spędzacie go z drugą połówką, czy też bez. A także duuuuużo ciepła :)

czwartek, 9 lutego 2012

Maybelline - Mineral Power Naturally Luminous Blush, Original Rose (róż sypki).

Afera, która miała niedawno miejsce, odbiła się szerokim echem w 'środowisku blogowym', dlatego uważam, że zbędne są kolejne komentarze czy tłumaczenia na ten temat. Bądźmy uczciwi, nie tylko w stosunku do innych, ale przede wszystkim ze sobą samymi. Howgh!

Dzisiejszy recenzowany produkt, pojawił się u mnie co prawda,za sprawą podjętej współpracy (co niektórzy określają jako wprost haniebny uczynek), ale wiem, że wszystkie rozgarnięte bloggerki/czytelniczki, które nie od dziś mają styczność z moimi blogiem, zdąrzyły zauważyć, że zawsze stawiam kawę na ławę. That's all :)

 O czym mowa? O ulubionym kosmetyku Adrianny, wykorzystywanym w makijażu, czyli o różu do policzków. Tym razem, Mineral Power Naturally Luminous Blush - Original Rose, marki Maybelline.
Pierwsza sprawa, róż niestety nie jest dostępny w najbardziej znanych sieciach drogeryjnych, takich jak Natura czy Rossmann. Jednak obiło mi się o uszy, że dziewczyny widywały go w mniejszych drogeryjkach lub mało popularnych sieciach. Tutaj na ratunek(jak zawsze przy problemach z dostępnością) przychodzi internet - bez problemu róż możemy zamówić na allegro lub w drogeriach internetowych.

Z zamiarem wypróbowania różu Maybelline, nosiłam się już długo, a główną tego przyczyną był fakt, że jest to róż w postaci sypkiej, z którą jak się okazało po dłuższym zastanowieniu, nie miałam nigdy do czynienia (o dziwo!).
Wybór padł na róż o odcieniu i nazwie Original Rose. Jest to ciepły, różowy kolor, dając naturalny, subtelny, zdrowy rumieniec na policzku. Co najważniejsze, dobrze napigmentowany, a jednocześnie dający możliwość stopniowania efektu na skórze - z łatwością jesteśmy w stanie uzyskać porządaną intensywność na skórze.


Róż charakteryzuje się bardzo drobnym zmieleniem, wystarczy niewielka ilość nabrana na pędzel, aby widoczne było podkreślenie policzków. W pierwszym momencie możemy odnieść wrażenie, że róż jest całkowicie matowy, jednak po roztarciu na skórze, okazuje się, że daje również lekkie rozświetlenie, za sprawą, naprawdę miniaturowych, drobinek.
Za jego pocmocą, bez problemu uzyskamy porządany efekt, bez plam i smug. Jednak nie będzie on długotrwały, a na pewno róż nie pozostanie na swoim miejscu przez cały dzień, łatwo może dojść też do jego starcia. Wytrzymałość oceniam na ok. 5h (max 6), co jest średnim wynikiem, szczególnie dla osób, które nie mają w zwyczaju wykonywania poprawek makijażu w ciągu dnia.
Kolejna sprawa - określenie "mineralny róż" może być mylące i użyte na wyrost. Nie jest to w pełni mineralny produkt. Mamy tu do czynienia jedynie z  dodatkiem minerałów, jednak jak widać, producent postanowił użyć tu najprostrzego chwytu marketingowego, który na niektórych, rzeczywiście może zadziałać :).


Opakowanie o pojemności 4,5g zapewnia solidne zamknięcie kosmetyku oraz... utwierdza nas w przekonaniu, że najprawdopodobniej nie będziemy w stanie wykorzystać różu przez  bardzo długi okres, a na pewno nie przed końcem daty ważności. Wydajność, to bardzo mocna strona sypkiego różu Maybelline, naprawdę wielka szkoda, że w parze z nią nie idzie również trwałość na skórze.
Mimo solidności zakręcanego słoiczka, nie polecam zabierać go ze sobą np: do torebki, gdyż dochodzi do wysypania przez sitko znajdujące się w środku, zbyt dużej ilości różu. W takiej sytuacji, późniejsze korzystanie z kosmetyku,nie będzie należało do najprzyjemniejszych oraz może skutkować nabieraniem, zbyt dużej ilości na pędzel. Najlepszym rozwiązaniem jest traktowanie tego różu jako produkt stacjonarny - do użytku w zaciszu domowym :)


Nie może zabraknąć zdjęć prezentujących róż na policzkach:


Moja ciekawość co do sypkiego różu została zaspokojona, to na pewno. Jest to też miłe urozmaicenie i chwilowe odejście, od używanych, w zasadzie od zawsze, różów w kamieniu. Piękny odcień, który ukazał się po otwarciu opakowania, jak najbardziej mnie zaskoczył - i to pozytywnie! Byłby to ideał, gdyby był w stanie przetrwać na policzkach większość dnia - dla mnie jest to bardzo ważne. Z racji tego, że lubi on jednak emigrować z miejsca aplikacji, nie znajdzie się na ojej liście 'kosmetyków niezastąpionych'.

Róż do policzków Maybelline, można znaleźć na stronie:  http://manieczka.pl/product.php?id_product=105

czwartek, 2 lutego 2012

Under 20 - Anti! Acne, Fluid antybakteryjny EffectMAXI, 02 Naturalny, Skóra z niedoskonałościami.

Fluidy, podkłady... wszystkie te produkty, dzięki którym nasza cera będzie wydawać się idealna (albo chociaż prawie). W ostatnim czasie moje pudełeczko, z tymi o to kosmetykami, przyjęło do swojego grona 4 nowe fluidy, a jednym z nich jest fluid antybakteryjny Anti! Acne marki Under 20.


Posiadam odcień 02 Naturalny, który , jak mogę stwierdzić po poczynionych obserwacjach, okazuje się być  jaśniejszy od swego kolegi z tej samej serii, tyle że o numerze 01 Piaskowy.
Fluid przeznaczony jest do cer z niedoskonałościami, czyli wydawać by się mogło, że w tym do mojej. Jak wygląda sprawa rzeczywiście?


Na pierwszy rzut oka konsystencja oraz odcień kosmetyku, wyglądają całkiem w porządku. Do tego delikatny zapach, który nie jest drażniący, a sam w sobie, można powiedzieć całkiem miły. Schody zaczynają się podczas nakładania fluidu. Po dokładnym rozprowadzeniu na twarzy, okazuje się, że krycie wcale nie jest tak wybitne, jak to możemy przeczytać na opakowaniu, a fluid na skórze nieco ciemnieje. Nie jest to może drastyczna zmiana odcienia, ale jednak... Granica pomiędzy skórą bez fluidu, a skórą z nałożonym kosmetykiem, jest zauważalna - niestety. Wracając do krycia, dla mnie nie jest ono satysfakcjonujące, niedoskonałości skórne są dosyć mocno widoczne, a to dla mnie jest nie do przyjęcia.
Sądzę, że fluid Under 20 o wiele lepiej sprawdziłby się u nieco młodszych osób, które posiadają inne wymagania, co do tego rodzaju produktów lub też u dziewczyn, które mają to szczęście posiadać prawie nienaganną cerę - wtedy fluid świetnie sprawdzi się w roli 'wyrównywacza kolorytu' :)
Co wywarło na mnie pozytywne wrażenie, po zastosowaniu tego fluidu, to fakt, że rzeczywiście nawilża oraz matuje skórę - w prawdzie na krótki czas, ale mimo wszystko.
Suma sumarum - to nie jest podkład dla mnie i podejrzewam, że dla większości z Was również. Wszystko zależy od indywidualnych preferencji i oczekiwań, a moje w tej kwestii, są jasno i precyzyjnie określone, fluid Under 20 ich nie spełnia.
Jak każdy wie upodobania człowieka, po dwudziestce ulegają zmianie: ja + fluid Under 20, jesteśmy tego najlepszym przykładem - nienajlepsza z nas para.

Przy okazji chciałabym Was poinformować o konkursie...
 
Ruszyła wielka akcja UNDER TWENTY „Wyszykujemy cię na imprezę!”.
Konkurs „Wyszykujemy cię na imprezę” jest przeprowadzany na profilu www.facebook.com/UnderTwenty oraz w serwisie www.iBeauty.pl. W wyniku konkursu wybrani zostaną 3 zwycięzcy nagrody głównej  - imprezowej stylizacji połączonej z sesją zdjęciową oraz voucherów na zakupy, oraz 10 osób, które dostaną dodatkowe nagrody pocieszenia. Wyniki sesji zdjęciowej opublikowane zostaną w profilu marki na Facebooku oraz w portalu www.iBeauty.pl


Zgłoszenie do konkursu odbywa się poprzez aplikację dostępną na profilu www.facebook.com/UnderTwenty  oraz jednocześnie na stronie www.iBeauty.pl. Poprzez aplikację należy wstawić swoje zdjęcie w imprezowej stylizacji oraz napisać krótko (maks. 5 zdań), dlaczego to właśnie Ciebie UNDER TWENTY powinno wyszykować na imprezę.

Popularne posty