piątek, 27 maja 2011

Sensique - pomadki nabłyszczające VOLUME & SHINE (nowa odsłona)


26 maja do Natur zawitały 4 nowe kolory pomadek nabłyszczających VOLUME & SHINE. Cała kolekcja to aż 10 kolorów. Wszystkie posiadają zmienione opakowanie, malutkie drobinki oraz po prostu cudowny owocowy zapach. Nie posiadają one typowo 'szminkowego smaku', można powiedzieć, że jest on lekko różany.
Dodatkowo oprócz nabłyszczenia i nawilżenia dają efekt zwiększonej objętości ust. Uwydatnienie jest widoczne, ale nie porażające. Wyczułam delikatne chłodzenie po nałożeniu pomadki, które nie drażni i nie jest jakimś nieprzyjemnym uczuciem. Podkreślam, jest to minimalne chłodzenie i pewnie większość z Was nawet nie zwróci na nie uwagi :)
Co do nabłyszczenia, to znajdujące się w pomadce drobinki są niewielkie i niewyczuwalne, a przy tym ładnie połyskują na ustach.
Trwałość jest średnia - nie ma szans, by utrzymały się na ustach w prawie niezmienionym stanie przez pare godzin. Poprawki w ciągu dnia więc są wskazane. Z drugiej strony, za cenę 6,49zł, można im to wybaczyć,a zwrócić uwagę na niewątpliwy pozytyw: za równowartość jednej pomadki z nieco wyższej półki, możemy stać się posiadaczkami kilku kolorów z asortymentu marki Sensique.

Pomadki dzięki wzbogaceniu witaminą E i olejem z kiełków pszenicy doskonale regenerują usta. Nawilżenie jest długotrwałe i sprawia, że usta stają się wygładzone. Także jeśli ktoś ma problem z przesuszeniem ust śmiało i bez obaw, o podkreślenie suchych skórek, może sięgnąć po pomadki Volume & Shine.
Sama aplikacja jest jak najbardziej przyjemna. Nie spodziewałam się, aż tak kremowej konsystencji, a dodatkowo bardzo dobrej pigmentacji, za sprawą której, wystarczy już tylko 1 warstwa, aby nasze usta pokrył wybrany kolor.
Gama kolorystyczna, jest jak dla mnie, świetnie dobrana. Znajdziemy delikatne róże, róże polączone z beżem, soczystą malinę, czerwień, a także fuksję i brązowy beż.

Dzisiaj chcę Wam przybliżyć 5 delikatnych kolorów, idealnych na dzień ( pozostała 5-tka jest intensywniejsza, ma mocniejsze kolory - swatche wkrótce :) ):

-Nr 301


-Nr 303

-Nr 305


-Nr 306


-Nr 310



Czas na główną wadę - opakowanie. Mimo, że jest to nowa odsłona, to niewiele się zmienia w kwestii jakości. Opakowanie wydaje się być bardzo nietrwałe i  sprawia wrażenie, że przy pierwszym przypadkowym zrzuceniu np. z półki, po prostu się rozpadnie.Nie chce się też zawsze domykać, więc istnieje prawdopodobieństwo, że niespodziewanie otworzy się w naszej torebce. Nie czarujmy, jest tandetne.
Bardzo razi mnie również brak numeru koloru na samym opakowaniu, owszem jest naklejka, mówiąca nam z jakim numerem  mamy do czynienia, ale żeby dostać się do samej pomadki, wspomnianą naklejkę musimy odkleić, gdyż  stanowi ona swoiste zabezpieczenie przed otwarciem w drogerii. Naklejki nie ściągniemy z łatwością, dlatego na opakowaniu pozostają resztki kleju.
Cóż, coś za coś. Opakowanie może nie jest dopracowane, ale zawartość jest w stanie spełnić nasze wymagania. Za cenę niecałych 7zł raczej warto pokusić się o zakup :)

środa, 25 maja 2011

Catrice - Multi Colour Compact Powder, 010 Rose Beige

Dni ulubieńca pudrowego dobiegły końca (sypki puder transparentny My Secret), zaopatrzenie się w nowe pudełeczko jest rzeczą oczywistą, ale jakoś niespodziewanie przyszła chęć na wypróbowanie czegoś innego. Wybór padł na Multi Colour Compact Powder Catrice, w jaśniejszym kolorze, czyli 010 Rose Beige.


Już zapomniałam, że oprócz sypkich pudrów mamy do wyboru również te prasowane - przyzwyczaiłam się do używania tego kosmetyku wykańczającego makijaż, w wersji zmielonej.
Puder w kamieniu Catrice okazał się perełką kosmetyczną. Na twarzy nie jest do końca matowy, ma raczej satynowe wykończenie, co sprawia, że buzia wygląda na gładką, a przy tym nieco ożywioną.
Jeśli oczekujecie większego krycia od pudru, to niestety ten nie sprosta Waszym wymaganiom. Ja akurat nakładam go jako 'finalny produkt użyty w makijażu' więc nie oczekuję efektów maskujących.
Bardzo ważna sprawa, przynajmniej dla mnie, nie kruszy się, nie pyli, to też sprawia wrażenie, że wystarczy na długo.



Sam wygląd pudru jest dosyć ciekawy. Różne kolory - od jasnego, poprzez róż, z dodatkiem jasnego brązu. Jednak przy użyciu pędzla, wszystkie kolory ładnie łączą się ze sobą, tworząc dosyć jasny odcień.
Muszę uprzedzić, że nie jest on wystarczająco jasny dla bladolicych, dla mnie akurat, jak na ten moment jest idealny, gdyż słońce, które ostatnio nam nie odpuszcza, zostawiło lekką opaleniznę na mojej twarzy.
Trwałość pudru oceniam na 4+, dopiero po paru godzinach , po spojrzeniu w lusterko mogłam stwierdzić, że przydałyby się lekkie poprawki.

niedziela, 22 maja 2011

TOP 10 AWARD

Zostałam wyróżniona przez dwie urocze blogerki:
Panna Joanna
Idalia
Panna Migotka
Saturday-Night
Bardzo dziękuję dziewczyny za otagowanie :) miłe zaskoczenie :)




Zasady zabawy:
1. Podziękuj za przyznanie wyróżnienia.
2. Zamieść u siebie link do bloga osoby, która Cię wyróżniła.
3. Wklej u siebie logo wyróżnienia.
4. Przekaż nagrodę 10 blogerkom.
5. Zamieść linki do tych blogów.
6. Powiadom o tym nominowane osoby.
7. Stwórz listę 10 ulubionych kosmetyków.

Wyróżnienie przekazuję dalej do:
Cammie http://no-to-pieknie.blogspot.com/
Marylinda http://marylinda-s.blogspot.com/
Kasia http://kasia-makijaz.blogspot.com/
Atqa http://atqabeauty.blogspot.com/
Magdalena http://smieti.blogspot.com/
Yasminella http://yasminella-yasminella.blogspot.com/
simply_a_woman http://simplyawoman86.blogspot.com/
April http://april-station.blogspot.com/
Kosodrzewina http://kosodrzewina.blogspot.com/
Greatdee http://greatdee85.blogspot.com/
(kolejność zupełnie przypadkowa)

10 moich ulubionych kosmetyków:

1. Tusz Essence Multi Action - ideał
2. Puder rozświetlający z limitki Blossoms, Essence - za jakiś czas ujrzę denko, a niestety jest to limitowana edycja
3. Ziaja, kakaowe masło do ciała - towarzyszy mi od bardzo długiego czasu, trudno zliczyć ilość zużytych opakowań
4. Paese, Wiosenna mgła pudrowa - produkt, bez którego nałożenia nie wychodzę z domu ;P
5. St. Ives, Morelowy peeling przeciwtrądzikowy - mega wydajny.
6. Catrice, Róż do policzków 130 Light Burgundy - kolor dla mnie idealny.
7. Wibo, Czarny Eyeliner- tani, wydajny, jakościowo bardzo dobry.
8. Essence, Korekto 16h long-lasting - na niemiłe niespodzianki.
9. Kobo, Baza pod cienie - zapomniałam co to rolowanie się cieni lub ich znikanie z powieki.
10. Ziaja, Bloker - nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być, suche pachy na 100 % :)

sobota, 21 maja 2011

My Secret - Lakiery do paznokci z serii Dream Girl ( pachnące i 'matowe')

W końcu nadeszła ta chwila: zestawienie wszystkich lakierów z nowej kolekcji My Secret, Dream Girl :)
Naprawdę, ostatnie 2 tygodnie minęły mi tak szybko jak pstryknięcie palcami, to też wynikły  z tego opóźnienia związane z recenzjami na blogu.
Ale do rzeczy :) Lakiery testowałam długo, mogę powiedzieć nawet, że niektóre kolory gościły na moich paznokciach kilkakrotnie odkąd je posiadam. Stało się to za sprawą świetnych kolorów - ja jestem w nich zakochana. Może patrząc na szklane buteleczki zawierające  7 różnych kolorów, nie wzbudzają one jakiś większych emocji, ale to tylko pozory. Na paznokciach wyglądają pięknie! Sama byłam zaskoczona efektem kolorystycznym jaki uzyskałam, jeśli chodzi o kilka lakierów z tej kolekcji.
Najbardziej spośród tej optymistycznej gromady, wyróżniają się 4 lakiery pachnące przy wysychaniu.


Miałyście okazję zobaczyć już wcześniej, w innym poście, jak wygląda nr 143 ORANGE. Reszta lakierów nie pozostaje za nim w tyle.

Zdecydowanym faworytem jest nr 140 Lilac. Ten kolor przypadł do gustu wielu blogerkom :) zresztą, nie ma co się dziwić, idealny kolor, świetne krycie i ten zapach, przypominający mnie osobiście, jogurt owocowy albo lody. Jednak nie utrzymuje się on zbyt długo, akurat jeżeli o zapach chodzi przoduje inny lakier z tej samej serii, ale o tym za chwilę.



Jeśli lubicie pastele, rozbielone kolory ten lakier na pewno Wam się spodoba. Delikatny odcień, który mimo wszystko wygląda na paznokciach bardzo ciekawie i z pewnością nie pozostanie niezauważony przez innych.

Fanki różu też mają opcję do wyboru, a mianowicie numer 141 Tutti Frutti. Ten z kolei pachnie gumą balonową, ale niezbyt intensywnie. Jest to raczej wyrazisty róż, nie ma mowy o żadnej domieszce bieli. Co jak co, ale na pewno zasługuje na miano energetycznego cukierkowego, koloru.


Nr 142 Raspberry - soczyście malinowy kolor o zapachu mixu wieloowocowego, mmm. To właśnie ten lakier wyróżnia się ze wszystkich, jeśli chodzi o zapach oraz czas przez jaki jest wyczuwalny. U mnie praktycznie 2 dni jego zapach był naprawdę mocny, później natomiast stopniowo zanikał.


Na temat nr 143 Orange możecie przeczytać TUTAJ :)

Podsumowując: udany pomysł i równie udane produkty. Jeśli ktoś jeszcze nie zdecydował się na żaden z prezentowanych wyżej lakierów, gdyż nie był do końca przekonany, może jeszcze naprawić swój 'błąd' ;P W końcu do wyboru mamy stonowaną barwę, jak i te bardziej neonowe.
Wszystkie lakiery sprawowały się bardzo dobrze i zadziwiły mnie wytrzymałością. Zero odprysków, jedynie po dłuższym czasie widoczne były starte końcówki. Oczywiście w kwestii nakładania ilości warstw lakieru, nie zmienia się wiele - 2 warstwy to standard, jedynie do 143 Orange i 141 Tutti Frutti, zasugerowałabym zaaplikowanie 3 wastw, aby białe końcówki paznokci nie 'przebijały' przez lakier :)

Oprócz pachnących lakierów, w skład serii Dream Girl wchodzą 3 lakiery określane przez producenta jako matowe. W tym momencie należy rozwiać wszelkie nadzieje, na uzyskanie matu na paznokciach, po użyciu poniższych lakierów.



Są to po prostu kremowe Lakiery do paznokci, bez żadnych drobinek/shimmerów itd., może jedynie nabłyszczenie nie jest tak duże jak w przypadku, chociażby, serii pachnącej.

Tutaj mamy do czynienia niezaprzeczalnie z pastelami. Przewaga nut różu, od baaaardzo jaśniutkiego nr 137, do nieco bardziej wyrazistego nr 138.

 nr 137

nr 138

Chciałabym jednak zwrócić uwagę na beżowo-różowo-brzoskwinkowy kolor, czyli nr 139.


Z tego co zaobserwowałam, jest on niedoceniany przez inne blogerki, tzn. nie odbił się on jakimś większym echem. Nie wiem jak Wy sądzicie, ale dla mnie wizualnie wypada on bardzo korzystnie, no i jest to kolor uniwersalny, nie rażący, czy też intensywny, niby nude, ale na pewno nie NUDNY :)

Tym razem 3 warstwy lakieru, ze względu na jasność jaką wyróżniają się te lakiery.

Oby kolejne limitowanki My Secret były równie udane jak ta - Dream Girl.

wtorek, 17 maja 2011

PAESE - Diamentowe cienie do powiek nr 703 oraz Wiosenna mgła pudrowa nr 12 Upalny dzień

Drugie podejście do PAESE...

Bardzo daaawnoo temu posiadałam jeden produkt,obecnie, marki PAESE,która wtedy zwała się EUPHORA. Był to zestaw cieni do powiek z brokatem, do stosowania na sucho lub mokro.
Odczucia? Niezbyt miłe. Wielkie drobiny brokatu, który najczęściej lądował w moich oczach, co nie było zbyt przyjemne, uwierzcie. Od tamtej pory omijałam kosmetyki tej firmy szerokim łukiem... aż do całkiem niedawna, kiedy to zobaczyłam na paru blogach swatche i recenzje m.in różów do policzków. Jako, że okazały się one naprawdę miłe dla oka, postanowiłam  bliżej zaznajomić się z teraźniejszą ofertą PAESE. Jako, że stoiska z tymi produktami mam  praktycznie na wyciągnięcie ręki, nie było problemu z dostępem do owych kosmetyków. Tak właśnie testery poszły w ruch, pare produktów naprawdę wywarło na mnie pozytywne wrażenie i ostatecznie zdecydowałąm się na Diamentowe cienie do powiek nr 703, w odcieniach różu i fioletu (no bo jakżeby inaczej ;p) oraz Wiosenną mgłę pudrową , w drugim co do jasności odcieniu: 12 Upalny dzień.


Do mgły otrzymałam aplikator gąbeczkę. Przy jej użyciu efekt rozświetlenia jest bardziej widoczny na skórze- uzyskujemy tzw. tafle, skóra wygląda na wygładzoną. Natomiast gdy wybierzemy pędzel isntieje ryzyko, że nabierzemy zbyt dużo produktu, a przy tym zrobimy sobie ciemne plamy na policzkach. Najlepiej więc nieco strzepnąć pędzel przed zaakplikowaniem mgły :)


Puder ma konsystencję, którą trudno przyrównać do innego produktu. Jest miękki i miałki, a mimo to sprawia wrażenie niezwykle wydajnego i moim zdaniem jest w stanie pozostać w gronie naszych kosmetyków baaardzo długo - w końcu okrągłe opakowanie mieści w sobie aż 9g produktu.


Osobiście nazywam go 'bronzerem rozświetlającym' i takie też mam dla niego zastosowanie, modeluje nim kości policzkowe, a przy tym bonusowo uwidacznia się rozświetlenie, które daje efekt świeżej, jakby muśniętej słońcem cery.
Na stronie producenta numer, który posiadam jest określony jako naturalny. Wg mnie taki właśnie jest, nie za ciemny, nie za jasny, wprost idealny jesli chodzi o odcień, który rzeczywiście ma podkreślić i uwydatnić na naszej twarzy to co chcemy.
Inne warianty Wiosennej mgły pudrowej to:
11 Mglisty poranek ( ciepły beż)
13 Romantyczny wieczór ( złoty beż)
14 Gwiaździsta Noc ( opalony)

Najważniejsza cecha tego produktu (jak dla mnie): jest mega wytrzymały, pozostaje na skórze przez cały dzień, uwierzcie mi na słowo :)


Wybór cieni chyba był oczywisty i bardzo prosty - ulubione odcienie różu i fioletu. Prawdę powiedziawszy nie powinnam zaopatrywać się już w żadne cienie do oczu, bo te, które mam wystarczyłyby mi chyba do końca życia... Ale, że ciężko oprzeć się człowiekowi to sprawa wygląda tak, że ciągle ich przybywa, a przechowywanie staje się znacznie trudniejsze. Jednak jak widać nawet takie niedogodności nie są w stanie powstrzymać przed kolejnymi, zwykle nieplanowanymi, zakupami.

Cieni można uzywać na sucho jak i na mokro. W obu opcjach sprawdzają się na 5! Bardzo dobrze napigmentowane, trwałe, o metalicznym połysku. Mogą minimalnie się osypywać podczas nakładania, ale jest to efekt do przeżycia.


Podobnie jak z Wiosenną mgłą pudrową, cienie pozostają na swoim miejscu przez cały dzień, bez tak nieporządanych efektów jak rolowanie w zagięciu powieki lub blednięcie kolorów.
Makijaż nimi wykonany mogłyście zobaczyć w TYM poście. Ja mimo, że są połyskujące, używam ich do makijażu dziennego :) Wbrew pozorom makijaż nimi wykonany nie wygląda jakoś krzykliwie czy też wieczorowo.

Zmieniłam zdanie o marce PAESE - oczywiście są to pozytywne odczucia. Produkty nie są przesadnie drogie, bo koszt mgły pudrowej to bodajże ok. 20zł, a potrójnych cieni ok.11zł , a więc całkiem przyzwoicie.
Miałyście styczność z produktami PAESE? Wiem, że budzą one skrajnie różne emocje i niekiedy po jednym nieudanym zakupie można całkowicie zrazić do produktów danej marki. Z autopsji wiem, że warto czasem zrobić drugie ( a nawet trzecie) podejście :)
Skoro testy tych dwóch kosmetyków wypadły nad wyraz dobrze będę MUSIAŁA zaopatrzyć się w choć jeden , z kilku dostępnych, róży.

sobota, 14 maja 2011

Sensique - Exotic Flower, kredki do oczu.

Oprócz cieni i lakierów do paznokci, które mogłyście zobaczyć TUTAJ,  a których recenzja pojawi się na blogu za jakiś czas ;P, w  skład limitowanki Sensique, Exotic Flower wchodzą również dwustronne kredki do oczu. Mamy do wyboru 3 warianty kolorystyczne:
- nr 133 jasny brąz z czekoladowym brązem
- nr 134 jasna zieleń z 'trawiastą' zielenią
- nr 135 fioletowo-różowy


Kolory bardzo na TAK, jak i same właściwości owych kredek, należy wspomnieć, że są one nieco perłowe.Możemy je oczywiście wykorzystać do robienia kresek na powiece - i to mimo znacznej grubości kredek, daje bardzo ładny efekt, najważniejsze tylko, aby kredka była zatemperowana :)
Osobiście mnie spodobało się inne zastosowanie tych produktów, a mianowicie bardzo często używam ich jako bazy pod cienie. Dzięki wprost kremowej  konsystencji świetnie trzymają się na powiece, nie zbierają w załamaniu powieki, a dodając na nie cień otrzymujemy intensywny, mocny kolor. Jedyny mankament takiego stosowania to to, że cieniowanie na powiece jest znacznie utrudnione...
Biorąc pod uwagę miękką konsystencję kredek, początkowo miałam obawy przed powielaniem się kresek - co się okazało: zero odbicia na powiece przez cały dzień. Jedyne co można było zauważyć po 8-10h to mniejsze nasycenie kolorów. Sądzę, że to bardzo dobry wynik - przynajmniej nie mamy niespodzianki w postaci wręcz 'magicznego znikania kredki z powieki'.
Pomimo opisania przed producenta, iż są to wodoodporne kredki do makijażu oczu, nie ma problemu z ich zmywaniem.


(Powyżej widać, jak bardzo rozpierała mnie wena ;P dla wszystkich, którzy mają wątpliwości: to MIAŁY BYĆ oczy :)

Stosunek jakości do ceny tego produktu (9,99zł) jest wg mnie odpowiednia, za niewielką kwotę uzyskujemy produkt, który można użyć na więcej niż jeden sposób - całkiem miła perspektywa :)
Dodatkowo przyjemne kolory, a dzięki trzem opcjom kolorystycznym chyba każdy będzie w stanie wybrać coś dla siebie.

czwartek, 5 maja 2011

Essence - Eyeliner w żelu 03 BERLIN ROCKS

Z serii: nowości Essence ciąg dalszy...


Gdy tylko dowiedziałam się, że do szaf wraz z innymi nowościami mają trafić żelowe eyelinery, od razu wiedziałam, że będę chciała przetestować to cudo w kolorze fioletowym o numerze i nazwie 03 BERLIN ROCKS.
Prawdę powiedziawszy nigdy nie miałam styczności z tego typu kosmetykami - jeśli o eyelinery chodzi, zawsze wybierałam te w kałamarzu (INGLOT, a od pewnego czasu moim sercem zawładnął eyeliner z Wibo).
Nie wiem czym było spowodowane moje stronienie od żelowych 'tworzycieli kresek' ;p chyba po prostu tak bardzo przyzwyczaiłam  się do sprawdzonej formy, z której przy tym byłam bardzo zadowolona.
No i tutaj, być może, wywołam falę zdziwienia, ale eyeliner w żelu niespecjalnie mnie urzekł. Jak na razie, mimo początkowemu zachwytowi połączonemu z ciekawością, testy wypadły dla mnie niezadowalająco, a mianowicie:
- nie potrafię zrobić kreski za 1 tudzież 2 pociągnięciami pędzelka ( tak jak to ma miejsce przy stosowaniu 'zwykłego' eyelinera).
- robienie kresek na powiekach zajmuje mi mnóstwo czasu ( w efekcie i tak nie uzyskuję takiej kreski jaką chcę).
Może to mój brak umiejętności w posługiwaniu się pędzelkiem do eyelinera (również Essence) jak i samym eyelinerem w żelu - nie neguję tego. Na razie co chwilę zaczepiam pędzelkiem o lusterko, co niesamowicie mnie irytuje ;P
Wiem jednak, że te eyelinery mają rzeszę fanek, ja do niej nie dołączę, pozostanę przy 'starym', poczciwym sposobie :)
Żeby nie było tak negatywnie - bo nie chcę wmawiać nikomu, że jest to kosmetyk zły, niedobry i ogólnie nieużyteczny - eyeliner trzyma się na powiece cały dzień, a przy tym nie 'powiela się', czego najbardziej się obawiałam. Ma piękny kolor, który na zdjęciach wygląda na  bardzo ciemny,  ale uwierzcie mi, że w rzeczywistości wypada o wiele lepiej (głęboki fiolet). W związku ze zmywaniem z powieki, nie zauważyłam żadnych trudności, demakijaż bezproblemowy. Cena także przystępna - 11,99zł, nie będę rozpaczać, że zamiast niego mogłam zaopatrzyć się w coś innego.

Zdjęcia z eyelinerem na powiekach:


Wyraziłam swoją subiektywną opinię na temat tego kosmetyku i raczej nie będę wypróbowywała innych wariantów kolorystycznych. Nie zawsze to co uchodzi za prawdziwy hit, musi być nim dla wszystkich :)
Jednakże eyeliner Essence nie zostanie pozostawiony w kącie na półce z kosmetykami, pewnie będę go używała co jakiś czas, a kto wie, może się do niego przekonam :)

poniedziałek, 2 maja 2011

My Secret - Eye Shadow Palette , Paletka 5 cieni

Dzisiaj recenzja paletki z nowej wiosenno-letniej kolekcji My Secret, Dream Girl, którą mogłyście zobaczyć już w poprzednim poście.



W skład paletki wchodzi 5 matowych, gładkich cieni o łącznej wadze 5g. Mamy tu do czynienia z następującymi kolorami: kremowo-biały, jasna brzoskwinia, ciemny różowo - ceglasto- rdzawy, brąz, jasna zieleń. Jak dla mnie ten ostatni mógłby być zamieniony na jakiś inny, podobny kolorystycznie do reszty cieni. Mimo to, za pomocą tej paletki możemy stworzyć świetny dzienny makijaż, który przy tym wytrzyma na powiekach naprawdę wiele godzin. Sądzę, że jest to zasługa pewnej własności tych cieni, a mianowicie, doskonale przylegają one do skóry i muszę przyznać, że robiąc swatche na dłoni (co możecie zobaczyć poniżej) , a następnie próbując ją przetrzeć, usunięcie cieni nie było zbyt widoczne.


Pigmentacja cieni jest zadowalająca, możemy stopniować intensywność kolorów. Z blendowaniem również nie ma problemu, możemy rozetrzeć 'granice poszczególnych kolorów'.  Z innych rzeczy na które warto zwrócić uwagę, to to, że cienie nie osypują się podczas aplikacji, co nie komplikuje całej czynności wykonywania makijażu - nie wiem jak Wy,ale ja wprost nie cierpię, gdy praktycznie większość kosmetyku nakładanego na pędzel, a ostatecznie na powiekę, ląduje wokół mych oczu, grr.
Cena paletki :14,99zł wydaje się być uczciwą, a przy tym zbytnio nie nadszarpującą naszego budżetu. Jest to produkt warty zainteresowania, na pewno takie kolory cieni Nam się przydadzą :) a że cieni (jak i róży) nigdy dosyć, kalkulacja jest prosta.
Jedyne do czego mogę się przyczepić to opakowanie, które nie należy  do najpiękniejszych jak i specjalnie porządnych. Raczej nie chcę testować jego wytrzymałości, po przez zrzucanie chociażby z nieznacznych wysokości :) Ale nic to, najważniejsze jest ponoć wnętrze, czyż nie? ;P
Dodam tylko, że makijaż wykonany przedstawianymi cieniami najlepiej wygląda przez ok 8h, później niestety zaczyna nieco blednąć.

Dwa warianty zastosowania cieni:
-bez zieleni

- dodatkowo z zielonym cieniem

Popularne posty