środa, 27 czerwca 2012

Joanna - Plastry do depilacji ciała z woskiem.


Pogoda nas rozpieszcza, a raz wręcz przeciwnie... Jednak astronomiczne lato już się rozpoczęło i miejmy nadzieję, że będziemy mieć często okazję do wygrzewania się w słońcu, w różnych urokliwych miejscach ;) Skoro lato, to większe możliwości, jeśli chodzi o ubiór - spodenki, spódniczki i sukienki to norma, a gładkie nogi - konieczność.


Chociaż zwykle do depilacji używam maszynki do golenia + żelu z Joanny, to postanowiłam sprawdzić jaki efekt dają... plastry. W ruch poszły plastry do depilacji ciała z woskiem marki Joanna.
Opakowanie zawiera 12 pojedynczych plastrów oraz oliwkę łagodzącą(10ml), która całkiem szybko się wchłania i wpływa kojąco na miejsca podrażnione.


Postępowanie z takimi plastrami jest standardowe, czyli najpierw podgrzewamy je po przez pocieranie dłońmi, następnie rozdzielamy na dwie części, przyklejamy plaster na skórę - wygładzając go w kierunku wzrostu włosów, a zdecydowanym ruchem odrywamy go w kierunku POD WŁOS.
Może zaboleć, choć jeśli dobrze naciągniemy skórę, uczucie to, możemy zminimalizować.
Jakie są moje wrażenia (efekt możecie ujrzeć na zdjęciu niżej)? Owszem, plaster usunął włoski, ale okazał się już bezużyteczny, jeśli chodzi o przyklejenie na kolejny obszar skóry (producent obiecuje, że każdego plastra można użyć kilka razy - no niestety okazuje się to niemożliwe). Druga sprawa, to mozolne rozgrzewanie w dłoniach...

Tak sobie rosły włoski ...


 'Przetransportowane' już na plaster

 Szczerze powiedziawszy, szybko skapitulowałam, jeśli chodzi o plastry. Efekt nie jest jakoś specjalnie zadziwiający, a sam proces pozbywania się owłosienia trwa zbyt długo. Z częściowo wydepilowaną, jedną łydką pognałam do łazienki, by dosyć szybko i sprawnie rozprawić się z niechcianymi włosami, przy pomocy poczciwej maszynki i żelu do golenia ;)
Plastry zdecydowanie nie są dla mnie,a  przynajmniej te drogeryjne. Zupełnie inaczej sprawa ma się z depilacją woskiem, przy użyciu plastrów np: u kosmetyczki, lub tak jak ja mam okazję - na zajęciach w szkole. Rozgrzany wosk, w specjalnym urządzeniu, jednak 'robi robotę' i skuteczność depilacji jest o wiele lepsza ;)

A jakie są Wasze ulubione metody pozbywania się owłosienia? Jakie specyfiki towarzyszą Wam podczas tej czynności?

czwartek, 14 czerwca 2012

Dr Irena Eris - Zniewalający balsam do ciała SPA Resort Capri + paczkowo: Lirene.


Nie samą 'kolorówką' człowiek żyje, dlatego czas na kilka słów odnośnie balsamu do ciała SPA Resort z linii Capri, marki Dr Irena Eris, który trafił do mnie wraz z kilkoma innymi produktami już jakiś czas temu.


Serii tej nie uświadczymy w  zwykłych drogeriach, tylko w sieci perfumerii Douglas , a cena, za 200ml opakowanie- ok. 115zł, nieszczególnie może zachęcać...
Jednak skupiając się na samym produkcie i jego działaniu, to muszę przyznać, że polubiłam go. Jest to balsam o rozbielonej, miętowej barwie i o bardzo lekkiej konsystencji, można powiedzieć, żelowo-kremowej. Także amatorki ciężkich, treściwych mazideł, mogą poczuć się zawiedzione.

Skóra po rozsmarowaniu balsamu - widoczny delikatny film, który po chwili znika

Tutaj nie ma mowy o ciężkim, opornym wchłanianiu, czy pozostawianiu filmu na skórze, przez dłuższy czas. Balsam SPA Resort Capri, bez problemu rozprowadza się i bardzo szybko wchłania, dając uczucie wygładzenia oraz lekkiego nawilżenia. Skóra staje się delikatna w dotyku, ale największe wrażenie robi zapach samego balsamu. Osobiście uważam go, za największy pozytyw tego produktu. Czujemy świeżą woń (mięta, olejek z awokado), która bez wątpienia pobudza zmysły i przywodzi na myśl morską bryzę. Dlatego z przyjemnością smaruję się tym balsamem po kąpieli, by poczuć jeszcze większe orzeźwienie.
Producent obiecuje nam głębokie nawilżenie, ujędrnienie, odprężenie. Co do ostatniego, zgadzam się w 100%, nawilżenie może nie powala, ale jest wyczuwalne, z tym że, najbardziej niedługo po posmarowaniu skóry. Nie zauważyłam również jakiejś ogromnej poprawy, w kwestii ujędrnienia - a balsamu używam regularnie. Nie mniej, miękkość i aksamitność skóry po zastosowaniu jest zauważalna.


Stosowanie tego typu produktów, pokusiłabym się nawet o nazwę, luksusowych, jest z pewnością samą przyjemnością. Chyba nie muszę wspominać, że cena balsamu Spa Resort Capri, pozostawia wiele do życzenia i prawdopodobnie po skończeniu opakowania (pozostała mi mniej więcej połowa), nie sięgnę po niego ponownie. Przyznać jednak muszę, że dawno nie używałam, tak przyjemnego dla nosa, mazidła :)
Ciekawią mnie co prawda produkty z innych linii zapachowych marki Dr Irena Eris: Hawaii, Indonesia, Scandinavia... Będę musiała jednak obejść się smakiem.
Miałyście możliwość używania kosmetyków, z którejś serii?


A oto co czekało na mnie, po dzisiejszym powrocie do domu, małe pocieszenie, w ten (kolejny już) pochmurny, deszczowy dzień:


- preparat błyskawicznie łagodzący podrażnienia wywołane nadmiernym opalaniem
- mineralna emulsja chroniąca przed słońcem 50+ SPF
- nawilżająco - odżywczy balsam do opalania 30+ SPF
- uniwersalne oczyszczające mleczko i tonik Lirene
-  2 fluidy Lirene City Matt , nr 204 Naturalny i nr 207 Beżowy
                                                               + żelowa opaska kosmetyczna

W słodkim, różowo-białym pudełeczku znalazły się 2 produkty do higieny intymnej:


- kremowy płyn
- żel


Po raz kolejny, Lirene sprawiło nam miłą niespodziankę :) Pozostało tylko z utęsknieniem oczekiwać upałów i słońca, by móc wypróbować część z powyższych kosmetyków, a raczej sprawdzić ich działanie.

piątek, 8 czerwca 2012

Annabelle Minerals - podkłady: Beige Light, Beige Medium, Golden Light oraz róż: Romantic. + Swatche.


Ostatnio na blogach, bardzo popularny stał się temat pewnych kosmetyków mineralnych, a mianowicie Annabelle Minerals. Tak się składa, że sama otrzymałam możliwość przetestowania kilku produktów tej marki. Jak do tej pory, z minerałami miałam bardzo małe doświadczenia (Everyday Minerals), a te poniższe, już po pierwszych testach, wywarły na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
W paczuszce znalazłam:
- pędzel do podkładu
- podklad matujący w odcieniu Beige Medium
- róż w odcieniu Romantic
- próbki podkładów: matujący Beige Light, rozświetlający Beige Light, kryjący Golden Light


Nie będę opisywać wyglądu opakowań i tym podobnych szczegółów, bo jak mniemam, większość z Was, miała już możliwość przeczytania na ten temat na innych blogach kosmetycznych, aczkolwiek jeśli macie jakieś konkretne pytania, z chęcią na nie odpowiem :)
Skupmy się na odcieniach, dlatego przedstawiam swatche wszystkich mineralnych smakołyków, jakie trafiły w moje ręce:


Który z produktów podbił moje serce? Chyba nie trudno zgadnąć... :)


Mineralny róż w odcieniu Romantic, to piękny, chłodny i delikatny odcień, którego nazwa jest jak najbardziej adekwatna, do efektu jaki uzyskujemy na policzkach. Intensywność możemy stopniować, jednak bez obawy, że nasze policzki 'będą krzyczeć kolorem' ;D
Róż świetnie będzie współgrać z subtelnym makijażem, jak również z mocniej podkreślonym okiem, tym samym, nadając całości dziewczęcy i świeży wygląd. Co tu dużo mówić, ten odcień jest prawie ideałem, jeśli chodzi o moje poszukiwania różu o jasnym kolorze, który kojarzy się z jakże słodką watą cukrową.
Aplikacja jest banalnie prosta i nie sprawia żadnych problemów typu, nierównomierne rozłożenie się koloru, plamy, czy inne tego rodzaju cuda. Wystarczy użyć naprawdę małej ilości produktu, by odpowiednio podkreślić to co trzeba. 4 gramowe opakowanie posłuży nam długo - to pewne.
Co najbardziej cieszy, to krótki, mineralny skład, bez występowania talku, parabenów, silikonów i innych substancji, które niekoniecznie, wpływają pozytywnie na stan naszej cery.
Składniki: Mica, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Iron Oxide, Ultramarines.

Jeśli chodzi o podkłady mineralne, to niestety, nigdy wcześniej nie miałam z nimi styczności,a co za tym idzie, byłam zielona, w kwestii jak zachowują się one na skórze. Pierwsza moja myśl to: Yhy, ciekawe jak taki 'proszek' jest w stanie zakryć niedoskonałości, nie wierzę w to!
No i cóż... po nałożeniu uwierzyłam ;D Byłam nieźle zaskoczona, że przy użyciu niewielkiej ilości produktu, można uzyskać taki wygląd końcowy. Niezastąpiony okazał się miękki, gęsty pędzel flat top, dzięki któremu mogłam równomiernie rozprowadzić podkład.
Skóra po aplikacji podkładu wygląda bardzo dobrze i naturalnie - brak tu efektu maski. Oczywiście tylko, jeśli dobierzemy odpowiedni kolor podkładu, a z tym może być ciężko...

Odcień Beige Medium, okazał się nietrafionym wyborem i po jednej, testowej aplikacji, moja twarz zwracała na siebie uwagę, mocnym, wpadającym w pomarańcz, kolorem.
Do Golden Light jestem jeszcze zbyt blada, ale gdy już słońce zawita u nas na dobre, sądzę, że z powodzeniem będę mogła go używać.
Pozostała opcja z zastosowaniem najjaśniejszego odcienia, z tych które posiadam, czyli Beige Light. Początkowo, nakładanie podkładu zajmowało mi na prawdę sporo czasu i manewry pędzlem, trwały z pewności dłużej niż nakładanie 'normalnego' podkładu w formie płynnej. Po pewnej ilości aplikacji, jestem jednak w stanie, już sprawnie z nim współpracować i cały etap zajmuje akceptowalną ilość czasu :)
Wersja matowa tego odcienia podkładu, utrzymuje się na mojej skórze, w praktycznie niezmienionym stanie przez wieeele godzin, a jak wiecie, bardzo sobie cenię brak konieczności wykonywania poprawek makijażu w ciągu dnia, dlatego trwałość zasługuje jak najbardziej na plus. Poza tym, nie mam wrażenia 'ciężkości makijażu' i przez myśl mi nie przychodzi: 'hmm, chyba ten podkład nie wygląda jak szpachla na mojej twarzy? ;p'  - sypaniec jest wyjątkowo lekki i dobrze stapia się z cerą. Pamiętać musimy, by nakładać go na suchą skórę, a kremu używać odpowiednio wcześniej, przed jego aplikacją, aby zdążył się dobrze wchłonąć. W przeciwnym razie, powstać mogą, mało estetyczne placki bądź różnice w odcieniu, w różnych miejscach na twarzy.
Składniki: Mica, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Iron Oxide, Ultramarines

Poniżej coś, dla ludzi o silnych nerwach, czyli moje oblicze (a raczej część) bez podkładu:


A tutaj już z podkładem mineralnym Annabelle Minerals, Beige Light (matujący):

 O wiele lepiej, czyż nie? :P

Więcej produktów (podkłady, róże, korektory, pędzle), w różnych opcjach kolorystycznych znajdziecie na stronie www.annabelleminerals.pl. Cena każdego produktu (10g), to koszt 30zł - sporo, czy może wręcz przeciwnie? Trzeba zauważyć, że produkty mineralne są naprawdę wydajne, także w ogólnym rozrachunku cena nie jest tak straszna.

Czyżby do ogromnego grona minerałoholiczek, dołączyła jeszcze jedna? :> Obawiam się, że tak! Mineralne cuda zauroczyły mnie - właściwie żałuję, że dopiero teraz... ale, wszystko jest przecież do nadrobienia :)

piątek, 1 czerwca 2012

Makijażowo: KOBO Professional - nr 117 Caffe Latte + Catrice - nr 410 C'mon Chameleon!


Faktem jest, że rzadko można mnie zobaczyć w całkowicie neutralnym, pod względem kolorystycznym, makijażu. Tym razem postanowiłam odbiec od tzw. normy, dlatego na powiekach jest brązowo, z małym dodatkiem duochromu ;p



Użyłam tylko dwóch cieni: KOBO Professional - nr 117 Caffe Latte i Catrice - nr 410 C'mon Chameleon! Do tego czarna kreska i gotowe! Mimo tego, że na co dzień gustuję w bardziej radosnych make-upach, w tym czułam się całkiem nieźle ;) na pewno nie zwracał on aż takiej uwagi, a czasami, może to się okazać dużym plusem.



Dzisiejsza pogoda skutecznie odstrasza mnie od wyjścia z domu - a tu jest piątek, opcja koncertu/spotkania ze znajomymi/ imprezy. Eh, pytanie nasuwa się samo: jak żyć? xD Dosyć żalów, czas się pocieszyć i wyruszyć na 1 czerwcowe zakupy kosmetyczne, a tym samym przerwać odwyk trwający 3 tygodnie - niestety, dłużej nie dam rady, a i zbyt wiele produktów, woła ze sklepowych półek, aby je kupić :)
Komu w drogę, temu.... a Was pozdrawiam, z jakże deszczowego południa Polski :)

Popularne posty