wtorek, 8 listopada 2011
Powrót skruszonej Adrianny + recenzje.
Aż ciśnie się na usta: powrót córki marnotrawnej. Inaczej tego nazwać nie można. Oto i jestem, wracam.
Ta długa przerwa nie była planowana, jednak zaistniały pewne okoliczności, które przyczyniły się do chwilowego zawieszenia bloga - kwestie techniczne jak i prywatne.
Jeśli chodzi o te drugie, to nastąpiło niemałe zamieszanie w moim życiu, podjęłam znaczące decyzje, między innymi zrezygnowałam ze studiów (jak już kiedyś wspominałam studiowałam ochronę środowiska), może budzi to kontrowersje i wiele z Was zapyta: dlaczego? Nigdy nie ukrywałam, że ten kierunek okazał się dla mnie niewypałem, nie interesuje mnie, jestem nim rozczarowana, no i po prostu, to nie jest 'TO'. Uznałam, że dalsze ciągnięcie tych studiów jest bezcelowe i byłoby jedynie dla mnie męczarnią, a poza tym, nic na siłę. Zawsze chciałam, żeby moje przyszłe życie zawodowe wiązało się z moją pasją i zainteresowaniami, a wspomniany wyżej kierunek na pewno nie pozwoliłby zrealizować mi tych marzeń. Bez większego żalu opuściłam uczelniane mury, no może jedynie szkoda mi straconego czasu, no ale pocieszam się tym, że przecież jestem jeszcze (w miarę :P) młoda i świat stoi przede mną otworem, a na realizację wytyczonych celów nigdy nie jest za późno.
Podjęłam naukę w szkole policealnej na kierunku: technik usług kosmetycznych, poważnie też myślę o studiach (kosmetologia). Jak widać, nie stoję w miejscu, a wręcz przeciwnie, choć powoli, ale mimo wszystko, wychodzę na prostą.
Jedynie brak pracy w chwili obecnej, skutecznie zmniejsza mój zapał, ale mam nadzieję, że w końcu i to ulegnie zmianie. To chyba tyle w ramach wyjaśnień, cichutko wierzę, że ktoś za mną tęsknił :)
Przez ten czas, kiedy moja aktywność na blogu była równa zeru, znalazło się w moim posiadaniu mnóstwo kosmetyków, które czekają na swoją recenzję. Jednak najpierw pora na zaległe opinie, które miały zostać opublikowane już jakiś czas temu, za co przepraszam Panią Karolinę, za sprawą której, otrzymałam do testów poniższe produkty.
[Zapewniam, że recenzje kosmetyków Joanna - jak i innych firm, które kiedykolwiek otrzymałam- poddane są mojej obiektywnej ocenie].
Żel pod prysznic Naturia Joanna towarzyszył mi przez jakże odległy w tym momencie, wakacyjny wyjazd w sierpniu. Pierwsze co zwraca uwagę to mocny, owocowy zapach, który niewątpliwie umila nam codzienny prysznic/ kąpiel. Pozostaje on na skórze przez jakiś czas, lecz nie są to długie godziny czy kwestia całego dnia. Akurat dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia, bo nie taka jest jego funkcja :)
Konsystencja przypomina... kisiel! ;P Jak na mój gust, żel mógłby być jednak nieco bardziej gęsty, gdyż zdarza się, że chcąc go nanieść już na mokrą skórę, po prostu spływa i z prędkością światła mknie ku odpływowi.
Sam w sobie jest dosyć wydajny, pojemność 300ml to także całkiem sporo, a cena oscylująca pomiędzy 6-7zł jest bardzo przystępna. Co najważniejsze, żel nie wysusza skóry, pozostawia ją gładką , miękką, no i jak wspomniałam wcześniej pachnącą. Zapach jest tu jedną z najmocniejszych cech tego produktu, dlatego zapewne sięgnę po jego inne warianty.
Regenerujący balsam do ciała do skóry bardzo suchej z serii "Z apteczki babuni", zaskoczył mnie swoim działaniem i to jak najbardziej pozytywnie. Balsam posiada bardzo lekką konsystencję, dzięki której szybko się wchłania, pozostawiając naszą skórę widocznie, a raczej, namacalnie zmiękczoną. Po dłuższym stosowaniu zauważyłam znaczące wygładzenie i uelastycznienia skóry całego ciała. Kondycja mojej skóry uległa poprawie, a znaczna wcześniej , suchość została wyeliminowana. Dodatkowo naturalny zapach świeżo zerwanego bzu, od którego chyba się uzależniłam, a działa on naprawdę odprężająco i relaksująco. Zdecydowanie jest to główny atut tego produktu i chyba nie sposób znaleźć na sklepowych półkach inny kosmetyk o podobnym zapachu.
Opakowanie balsamu również na plus - higieniczna pompka, za sprawą której wydobędziemy odpowiednią ilość produktu. Muszę wspomnieć, że do aplikacji wystarczy naprawdę niewiele balsamu, co wraz z jego pokaźną pojemnością - aż 500g- oraz ceną - ok. 10zł - daje nam wydajne, ekonomiczne smarowidło do codziennego stosowania.
Co do mgły stylizującej do włosów Joanna - wiązałam z nią największe nadzieje, bowiem moje włosy nazwałabym problematycznymi, jeśli chodzi o ich układanie. Myślałam, że ten produkt skutecznie pomoże mi je poskromić, jednak efekt okazał się nie być aż tak spektakularny.
Po spryskaniu mgłą włosów, stają się one szorstkie w dotyku, a po zapewnieniom na opakowaniu, o nadaniu im połysku, nie ma ani śladu, wręcz przeciwnie, włosy są matowe. Używałam też tego produktu przed prostowaniem włosów, licząc, że może w ten sposób, w połączeniu z bodźcem termicznym, uaktywni się jego 'stylizująca moc' - nic z tego, choć włosy bez problemu dało się wyprostować, to po niedługim czasie zauważalne było ich lekkie pofalowanie. W zasadzie produkt nie robi nic z obiecanych przez producenta właściwości: nie nadaje puszystości, nie wygładza, nie utrwala fryzury. Jedyne co mogę uznać za pozytywne we mgle stylizującej to jej zapach - zdecydowanie za mało, aby ponownie sięgnąć po ten produkt.
Ostatnim produktem marki Joanna, jaki miałam okazję testować jest Jedwab, odżywka wygładzająca. Jest ona dedykowana do włosów suchych, matowych, zniszczonych - czyli wypisz, wymaluj, do takich jak moje.
Konsystencja odżywki dosyć rzadka, przy tym mało wydajna. Mimo to spełnia swoją rolę, gdyż po jej zastosowaniu włosy są wygładzone oraz bez problemu można je rozczesać, co w moim przypadku niekiedy jest nie lada wyczynem. Jednak jej pozytywne działanie uwidacznia się tylko 'na zewnątrz' włosa, absolutnie nie odżywia włosów i nie poprawia ich kondycji. Bowiem, gdy przeanalizujemy jej skład, zobaczymy, że zawiera silikony, które nie wpływają dobrze na nasze włosy, a wręcz przeciwnie, wysuszają je. Także odradzam akurat tą odżywkę, warto jednak przyjżeć się produktom Joanny z serii 'Z apteczki babuni', które posiadają o wiele naturalniejszy skład, a ich działanie z pewnością bardziej przypadnie nam do gustu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Popularne posty
-
Zwykle mój makijaż związany z ustami kończy się na szybkim 'maźnięciu' błyszczykiem tudzież balsamem ;P Jednak ostatnio stwierdziłam...
-
Przeszło już 1 miesiąc temu, zmieniłam kolor włosów za sprawą farby, którą otrzymałam do testów od firmy Henkel - Palette Salon Colors nr ...
-
racam po krótkiej przerwie. Stwierdziłam, że czas najwyższy pojawić się na blogu z kolejnym postem - w końcu 10 dni to sporo czasu. Wspomin...
-
Ostatnio na blogach, bardzo popularny stał się temat pewnych kosmetyków mineralnych, a mianowicie Annabelle Minerals. Tak się składa, że sa...
-
Tak jak obiecałam - dziś post na temat pomadek CELEBRITY LIPS, z nowej kolekcji KOBO Elegance - a dokładniej odsłona 3, chyba najciekawszy...
-
Stało się. Po kompletnym braku zainteresowania limitkami Catrice ( Essence też), w ciągu ostatnich miesięcy, w końcu ukazała się moja słaboś...
-
Wraz z dzisiejszymi promieniami słońca, o rok starsza (chlip, chlip), przybywam do Was z recenzją kosmetyku do makijażu, który stał się moim...
-
Jak widać jestem ofiarą tzw. zbieractwa, jeśli chodzi o tubki po podkładach. To jedynie część z tych, które miałam okazję używać. Właściwie ...
-
To już ostatnia część mojej kolekcji sypkich pigmentów KOBO. Na pierwszy rzut oka większość jest biało-kremowa. Nic bardziej mylnego, gdyż p...
-
Pogoda za oknem jest naprawdę dobijająca, a jak już musimy wyjść z ciepłego, domowego zacisza to już w ogóle jest koszmar. Do tego bieganina...
ja tęskniłam ;)) zastanawiam się ostatnio gdzie Cię wywiało...zazdroszczę zmian, ja na swojej inżynierii środowiska chyba będę musiała dociągnąć do końca, ale ten semestr zabił moje resztki sympatii (choć i tak już wcześniej mocno nikłe) do tego kierunku...:P
OdpowiedzUsuńFajnie, że wracasz i trzymam kciuki za nową ścieżkę kariery :)
OdpowiedzUsuńooooo witamy po przerwie:))))! Ja uważam, że lepiej zrezygnować niż robić coś czego się nie lubi, a czasu mysle, ze nie masz co załowac, w koncu gdybys nie poznala tego kierunku nie wiedzialabys czy to jest dla Ciebie ciekawe czy nie:)
OdpowiedzUsuńJa mam z Yves Rocher balsam o zapachu bzu, też pachnie tak naturalnie, jak mokry bez:)
Ja też uczę się na tym kierunku w policealnej. A o studiach nie myślałam, bo tylko na jedej czelni jest kosmetykologia i pozostawia wiele do życzenia niestety... Ale tak jak mówisz, może kiedyś:)
OdpowiedzUsuńWróciłaś! :)
OdpowiedzUsuńWitamy ponownie.
Tak naprawdę : gratuluje wyboru, jeśli chodzi o studia.
Czasami jest tak, że ludzie za długo się zastanawiają, męczą z tym, a czas, kasa i życie leci, więc nie ma co tego marnować.
Jako tech. usług kosmetycznych, będziesz się czuła w swoim żywiole, życzę powodzenia i mam nadzieję, że kiedyś się dowiem jak Ci idzie! :)
Buziaki! :*
powodzenia w dalszych planach zawodowych :)
OdpowiedzUsuńOdważne zmiany. Ja swoją ochronę środowiska już ciągnę do końca mając już mniej przed sobą, niż za sobą. Ale mam też poważne plany co do wykształcenia w kierunku moich kosmetycznych zainteresowań. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńTęskniłyśmy jak nie wiem co :( Dobrze, że już jesteś i super, że miałaś odwagę na takie zmiany!
OdpowiedzUsuńSuper że wróciłaś!
OdpowiedzUsuńRównież bardzo chwalę sobie ten balsam z joanny - pachnie cudownie, tak naturalnie odtworzonego zapachu bzu nie widziałam jeszcze nigdzie, do tego nawilża naprawdę rewelacyjnie, używałam go latem, teraz chyba kupię znowu ;)
OdpowiedzUsuńZa żelami nie przepadam, właśnie przez tą galaretkowatą konsystencję, ale zapachy mają piękne i intensywnie.