środa, 28 marca 2012

Lakierowo: Golden Rose, Care + Strong - nr 185 + 'kurierowo'.

Jakiś czas temu, pokazywałam Wam moje zdobycze lakierowe marki Golden Rose. Największe nadzieje pokładałam w jednym z nich, a mianowicie, jasnym 'cielaczku'. Może nie do końca liczyłam na taki odcień, ale mimo wszystko prezentuje się całkiem nieźle.


Gorzej jest z całym etapem, malowania nim paznokci. Po pierwsze, jest bardzo rzadki, po drugie, akurat ten odcień wymaga nałożenia 3 warstw... Sympatyczki jednowarstwowców raczej nie będą zadowolone, ale pocieszający jest fakt, że kolejne warstwy lakieru schną w tempie ekspresowym, więc cały 'rytuał' nie będzie ciągnął się godzinami ;)
Trwałość jest bardzo dobra, ja ten lakier zmyłam po 3 dniach noszenia, gdzie wyglądał, praktycznie na nienaruszony, startych końcówek także nie dostrzegłam.


Jak widać, nie jest to czysty nudziak, posiada on jednak brzoskwiniowe tony... Nie urzekł mnie jakoś wybitnie, ale jest całkiem ładny i jeśli tylko będę miała ochotę na neutralny manicure, wiem, że spokojnie mogę sięgnąć po ten kolor.


Odbiegając o tematu lakieru -w tym miejscu muszę napisać jedno: jak dobrze mieć sąsiadów, którzy zwykle są zawsze w domu i z chęcią odbiorą przesyłki zaadresowane do mnie ;) Wielokrotnie, zaoszczędziło mi to uroczych wycieczek na pocztę...
Tym razem Pan Kurier, przybył z niemałą paczką z produktami Lirene (ta firma coraz bardziej mnie zaskakuje - oczywiście pozytywnie). Co znajdowało się w środku? Same przydatne kosmetyki, które na pewno moja skóra chętnie przyjmie.

- Zestaw STOP CELLULIT (peeling myjący, serum ujędrniające, balsam antycellulitowy) + rękawica do masażu.

- 2 kosmetyki  z serii Spa Resort Capri ( subtropikalny krem samoopalający do twarzy, zniewalający balsam do ciała ;p)

- Podkłady matujące Under Twenty w 3 odcieniach: 110 Sandy Matt, 120 Natural Matt, 130 Beige Matt. Na pierwszy rzut oka wszystkie wersje wydają się dla mnie za ciemne, więc jeśli, któraś z Was jest zainteresowana, z chęcią podzielę się z Wami, abyście mogły wypróbować ten nowy podkład - zainteresowane osoby proszę o zostawienie komentarza lub wysłanie maila (zaznaczam, że podkłady były testowane na dłoni - jak widać opakowanie posiada pompkę, która jest chyba najbardziej higieniczną formą aplikacji, więc sądzę, że nikomu fakt ten, aż tak bardzo nie przeszkadza)  ;)

Większość produktów w sam raz do stosowania przed sezonem letnim - także żel, balsam i oczywiście rękawica idą w ruch! Przyda się 'renowacja' ciała po tej okropnej zimie ;)

(Przypominam o ostatnich dniach trwania KONKURSU Klik!)

Pozdrawiam :*

piątek, 23 marca 2012

Flormar - Pretty Compact Blush -On , nr P115.

Wraz z dzisiejszymi promieniami słońca, o rok starsza (chlip, chlip), przybywam do Was z recenzją kosmetyku do makijażu, który stał się moim numerem jeden. Chodzi o  Pretty Compact Blush On, nr P115 marki Flormar. Połączenie brzoskinko-koralu z cappucino - produkt spełniający rolę różu oraz brązera.


Jako, że w ostatnim czasie w mojej okolicy, mam dostęp do dwóch stoisk Flormar, to że coś z ich asortymentu wpadnie w moje ręce, było tylko kwestią czasu. Zdecydowałam się na ten o to 'upiększacz', który podbił moje serce swymi odcieniami.


Okrągłe opakowanie jest podzielone na dwie części, w jednej znajdziemy, jak wspomniałam wcześniej, róż o brzoskwiniowym odcieniu z nutą koralu ,z rozświetlającymi drobinkami, zaś w drugiej brązer, o delikatnym kolorze, który wydaje się być idealny dla bladolicych, jak i tych wszystkich, które niejednokrotnie doświadczyły efektu ceglastych plam, po zaaplikowaniu innych kosmetyków tego typu. Tutaj również mamy do czynienia z rozświetleniem, w postaci mikroskopijnych, złotych drobinek.


Co pierwsze zwraca uwagę, to kolor różu, na pewno jest to miłe odstępstwo, od zwykle, różowych tonów. Wystarczy jedno maźnięcie pędzlem, aby nabrać odpowiednią ilość produktu, który następnie naniesiemy na policzek. Nie pyli, a rozcieranie na skórze jest raczej bezproblemowe. Uzyskujemy ładnie podkreślone policzki, które w świetle słonecznym są subtelnie rozświetlone.

Ja, tworząc makijaż, zawsze stosuję obie części tego kompaktu: różu, aby nadać zdrowego wyglądu policzkom, brązera, aby uwydatnić, z natury, moje 'mizerne' kości policzkowe. Z części brązującej, jestem bardzo zadowolona, głownie z tego względu, że na próżno szukać tu ceglastych lub marchewkowych tonów. Jest to zgaszony brąz, którym ciężko zrobić sobie krzywdę, czy przesadzić z ilością.  Na pewno dla osób z ciemniejszą karnacją może okazać się zbyt jasny i słabo widoczny, jednakże posiadaczki jasnej bądź bardzo jasnej cery, powinny być zadowolone z efektu - oczywiście, jeśli nie stronią od właściwości rozświetlających, w tego typu produktach :) Maleńkie drobinki ciekawie 'współpracują' ze światłem, tym samym ukazując ładnie wymodelowaną twarz.


Doszły mnie słuchy, że niektóre posiadaczki tego kosmetyku, skarżyły się na tzw. zapychanie. Osobiście, ja sama się z tym nie zetknęłam. Kompaktu używam praktycznie codziennie, a na twarzy nie zauważyłam 'wzmożonego natarcia nieprzyjaciół'.
Choć moja cera ma skłonność do złego reagowania na niektóre kosmetyki, w przypadku różo-brązera Flormar, nic takiego nie miało miejsca - na szczęście.
Przechodząc do sedna, rzecz która ostatecznie zakwalifikowała powyższy kosmetyk do moich ulubieńców, czyli trwałość. Po prostu pozostawia on swoich innych kolegów w tyle. Zostaje na swoim miejscu cały dzień! Nie migruje z twarzy, czy nie znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Wieczorem, po powrocie do domu, ON wciąż znajduje się w miejscach aplikacji, bez zauważalnych zmian.
Była/jest to świetna inwestycja ok. 16zł, tym bardziej, że wydajność stoi na wysokim poziomie - wciąż używany, nie ujawnia większego zużycia. Nie pozostaje mi napisać nic innego jak, naprawdę, szczerze polecam!

Przypominam również o konkursie (wystarczy kliknąć w poniższe zdjęcie, aby zostać przekierowanym do postu na ten temat ;) ):


Pozdrawiam! Miłego weekendu! ;*

środa, 14 marca 2012

Jestem! + Konkurs z Joanną!

Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, jeśli chodzi o tą kilkunastodniową nieobecność... No może tylko tyle, że mimo, że aura nie jest typowo wiosenna - jej 'działanie' jest odczuwalne, wiecie o czym mówię ;) Zaszły pewne zmiany... Dosyć 'prywaty' ;p Jednak przyszedł czas, by ogarnąć się i pogodzić ze sobą różne sprawy, także pora na konkurs, który, powiedzmy, że będzie małą rekompensatą ;) a do wygrania, wraz z firmą Joanna, przygotowałam dla Was zestaw kosmetyków do pielęgnacji włosów z serii nawilżająco - regenerującej, z Apteczki Babuni, w której skład wchodzą:
- Szampon regenerująco - nawilżający
- Serum wygładzająco - regenerujące
- Kompres regenerująco -nawilżający


Aby mieć szansę na wygraną, należy spełnić następujące warunki:
- Być publicznym obserwatorem mojego bloga,
- Zostawić komentarz pod tym postem, z nazwą pod jaką mnie obserwujesz oraz ze swoim e-mailem,
- Napisać jaki jest Twój ulubiony szampon do włosów :)

Konkurs trwa do 31 marca do godz. 24:00 ;) Wynik ogłoszę 1 kwietnia o godz. 18:00

Żebyście nie zapomniały jak wyglądam, mały bonus w postaci mojej osoby w wersji 'light' , jeśli chodzi o makijaż ;p


Pozdrawiam! Miłej reszty tygodnia :)

czwartek, 1 marca 2012

GlossyBox!

Nie minęła dłuższa chwila od dodania poprzedniego posta na bloga, kiedy do moich drzwi zapukał Pan Kurier z paczką... Oczywiście w owym pakunku znajdował się GlossyBox, którego dzisiaj się spodziewałam ;D
A co kryło się w jego wnętrzu - dla niektórych to już sprawa wiadoma, tak samo dla mnie, ale mimo to zawartość bardzo mi się podoba! Tadam:


Produkty w pierwszym polskim GlossyBox to:

-LIERAC balsam do cery odwodnionej Hydra-Chrono+ , 15ml (idealny dla mojej skóry!)

- MARC JACOBS Daisy Eau So Fresh, 4ml ( Biorąc pod uwagę, że chciałam wypróbować ten zapach... strzał w 10 :) )

-MASAKI MATSUSHIMA balsam do ciała Masaki Cherry, 50ml (Nawilżania nigdy dość).

-NUXE suchy olejek o wielu zastosowaniach Huile Prodigieuse, 10ml (Niejedna z nas słyszała zachwalające opinie na jego temat).

-RENE FURTERER szampon Okara Protect Color (Nie mam farbowanych włosów, ale może wkrótce się to zmieni, więc szampon na pewno wypróbuję).

Swoje pudełko dostałam - tak samo jak propozycję uczestnictwa w imprezie 'inauguracyjnej' wejścia GlossyBoxa na rynek polski, na której niestety nie mogłam się pojawić :(...
Jego koszt to 49zł, co jest sporo kwotą, jednak patrząc na inne tego typu akcje pudełkowe (np: KissBox), tu zawartość pudełka jest o wiele bardziej ciekawa, przynajmniej w moim odczuciu ;) Mam nadzieję, że kolejne GlossyBox, będzie równie udane :)

Sensique - Puder prasowany; mapka brązująca, nr 106.

Mimo przeraźliwych mrozów i wiatrów, które nas dotknęły w ostatnim miesiącu  ,a przy tym, poziomie bladości mojej cery, jaki mam okazję prezentować, zimą nie rezygnuję z brązerów. Co więcej, są nieodłącznym elementem codziennego makijażu. Przynajmniej z ich pomocą mam możliwość 'rozpromienienia' twarzy i nadania jej zdrowszego wyglądu :) Grunt to znać umiar i dokonać dobrego wyboru, w kwestii odcienia danego produktu, którym następnie potraktujemy swe lico...

Jak się okazało, Sensique, posiadający w swej ofercie wiele bardzo dobrych kosmetyków, których ceny są w stosunku do jakości wręcz symboliczne, proponuje nam także całkiem niezłe brązery, tyle że pod nazwą: pudry prasowane - mapki brązujące.
Do wyboru mamy dwa odcienie, nr 105 - ciemniejszy oraz nr 106 - jaśniejszy, po który sięgam najczęściej i na którym skupie się w dzisiejszym poście.

Na początku muszę wspomnieć, że nie jest to matowy brązer - zapewne dla wielu z Was, jest on w tej chwili, z miejsca zdyskwalifikowany. Ja lubię delikatny bling bling na buzi , ale to naprawdę delikatny ;p dlatego mapki brązującej używam dość często.


Przy zmieszaniu trzech odcieni znajdujących się w opakowaniu, uzyskamy lekki brąz, który możemy oczywiście w odpowiedni sposób dawkować oraz wzmacniać intensywność. Akurat z nr 106 nie powinniśmy mieć problemów, bo nie tak łatwo z nim przesadzić (w odróżnieniu od ciemniejszej wersji nr 105). Choć, jeśli baaardzo się postaramy, na naszej skórze, może zawitać 'subtelna' pomarańcz ;P
Roztarcie jest proste, nakładanie również, w tym celu używam znanego pędzla Hakuro H21, dzięki, któremu jestem w stanie, sprawnie zaaplikować produkt. Nic się nie pyli, a drobinki nie latają po całej twarzy lub pomieszczeniu, w którym się znajdujemy.
Rysy twarzy stają się ładnie podkreślone i uwydatnione i nawet osoby, w tym ja, których kości policzkowe nie są 'naturalnie' bardzo widoczne, natychmiast zauważą zmianę. Złote drobinki natomiast, ładnie odbijają słońce (szczególnie teraz kiedy pogoda nas wręcz rozpieszcza), choć mogłyby być bardziej zmielone - wtedy mapka przypadłaby zapewne do gustu, większej ilości osób.


Co ważne, nie spowodował u mnie żadnych zmian skórnych i wysuszenia. Obyło się, bez pojawienia trądziku kosmetycznego(jak w przypadku Ziemi Egipskiej, IKOS - ale o tym innym razem), czy innego cuda.
Zasadniczą wadą tego produktu jest jego nienadzwyczajna trwałość, znika z twarzy już po kilku godzinach i do tego nierównomiernie- jeżeli nie dotykamy w jakikolwiek sposób twarzy.
Wydajność jest za to zadziwiająca, nie wyobrażam sobie, kiedy zobaczę jego denko, tym bardziej, że używam naprzemiennie, różnych produktów brązujących.

Czy polecam? Zdając sobie sprawę z Waszych wymagań co do takich produktów, to niestety nie. Jednak w miarę naturalny efekt oraz przystępna cena (7,99zł, Drogerie Natura), to za mało. Szału na pewno nie robi i za niewiele większe pieniądze, możemy zaopatrzyć się w lepszy jakościowo kosmetyk tego typu. Nie skreślam go całkowicie, bo jak wspomniałam wcześniej, nadal go używam, czy Wy również go wypróbujecie? To tylko od Was zależy :)

Ogłoszenia informacyjne:
- Niedługo na blogu pojawi się konkurs, w którym do wygrania będą... tego dowiecie się wkrótce ;)
- Następny post będzie poświęcony pielęgnacji i stylizacji włosów ;)
- Jak pewnie niektóre z Was, czekam na swoje pudełko z GlossyBox, i choć już podejrzałam na kilku blogach, co kryje się w jego wnętrzu, nie mogę doczekać się chwili, kiedy zajrzę do tego różowego pakunku :)

Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło ;*

Popularne posty